1) Połowa czerwca: Właśnie się wybudziłam z prawdziwego koszmaru - koty i świnki morskie. Mój dziadek chciał skrzywdzić świnki - nadepnął jedną i słychać było łamanie kości. Najpierw były dwie, potem się rozmnożyły. Koty były bardzo chore i cierpiące. Jeden nawet się świadomie powiesił 😮. Kotów dziadek nie ruszał, bo jak twierdził lubił je. Scena samobójstwa to ostatnia scena, która odegrała się przy ucieczce przed rojem tych ogromnych bzyczących owadów (jest druga w nocy, nie mogę sobie przypomnieć nazwy). Były ich miliony, aż czarno. Najgorszy był mój strach o te zwierzęta - miłość i świadomość zagrożenia i cierpienia. Były też koty martwe (kotka z młodym) zjadane przez robaki.
Przed tymi owadami uciekaliśmy do stodoły po drabinie. Puściłam dziadka przodem (ostatecznie stwierdził, że wszystko mu jedno jakby odpuszczając zamiar zabijania moich zwierząt). Dziadka w życiu realnym bardzo kochałam. Bardzo kochał zwierzęta, nawet żaby. Co za koszmar!!!
2) 30 czerwca 2018: Dziś znów śniłam o kocie. Był jasno rudy, prążkowany. Atakował mnie - skakał na mnie i gryzł, a gdy go odrzucałam on odbijał się jak piłka w moją stronę i od razu wbijał we mnie zęby. To było bardzo natarczywe, nie mogłam się go pozbyć. Nie bałam się, nie bolało mnie, a tylko strasznie się irytowałam. Potem przyszedł mój ojczym, wziął kota na ręce, a ten zachowywał się jak zwyczajny kot - prężył się, łasił i czerpał przyjemność z głaskania. Zastanawiałam się dlaczego tak jest, że wobec mnie był taki agresywny, a przy nim jest takim normalnym, milusim kotem i pomyślałam, że to ze mną musi być coś nie tak i że może zrobiłam coś, co ten kot postrzegł jako agresywne zachowanie i zagrożenie. Poczułam się winna.
3) 07 lipca 2018: U mnie dziś znów kot - biało rudy, łaciaty. Było ich więcej, ale pozostałe były bezpieczne. Ten był chory. Zeskoczył do mnie jakby z "okna" stodoły, był mi drogi, chciał podejść do mnie, ale przechwycił go mężczyzna i przytrzymując mnie tak, że nie mogłam nic zrobić, postawił na nim nogę - dociskał z całej siły a ja słyszałam łamiące się kości. Kot jakimś cudem uciekł, ale wiedziałam, że nie może tego przeżyć. Potem następnego dnia dostrzegłam tego kotka leżącego na trawie, w ukryciu, ruszał się. Świadomość, że ciągle żyje i tak bardzo cierpi była koszmarem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz