Miałam fajny sen i zapamiętałam dużo szczegółów dlatego postanowiłam go opisać i zapytać co sądzicie:)
Sen zaczął się tak, że oglądałam tv. Leciał program, w którym nasi piłkarze uczestniczyli w jakichś zawodach, dobrze się bawili. Wywiadu udzielała dziewczyna, z którą kiedyś się przyjaźniłam. Była żoną Pazdana. Opowiadała w euforii, że jest szczęśliwa, że mimo, ze trwa to już dłuższy czas, to wciąż nie wierzy w to co się dzieje.
Pomyślałam sobie, że fajnie ma i też tak bym chciała. Jest żoną Pazdana! W tym momencie jakby znalazłam się po drugiej stronie telewizora, ale jeszcze nie z piłkarzami. Najpierw widziałam wielkie pole, ale nic na nim nie rosło. Jak okiem sięgnąć ziemia, gdzieniegdzie drzewa. Szaruga, białe opary unoszące się z ziemi. Ja siedziałam na drewnianym krześle, owinięta jakimś kocem. Na drugim siedziała moja babcia. Zastanawiałam się czy iść do tych piłkarzy skoro tak rano muszę wstać do pracy.
Teraz jestem już z piłkarzami. Tu jest zielono i słonecznie, wesoło. Jesteśmy dobrani w trójki. Ja, Lewandowski i jeszcze ktoś. Bierzemy udział w konkurencji polegającej na wypiciu ze średniej wielkości misy, jakiegoś płynu. Możemy dotykać misy tylko ustami. To całkiem zabawne. We troje unosimy tą misę do góry zębami i usiłujemy jakoś z tego pić. Trzy razy pod rząd moja ekipa wygrywa dzięki mnie. Jestem z siebie dumna.
Wiem, że próbuje się mnie zeswatać z Lewandowskim, ale myślę sobie, ze nie jest zbyt zainteresowany moją osobą i nie mam zamiaru się narzucać. Oddalam się z zamiarem powrotu do domu, przecież rano muszę wstać. Teraz wygląda to tak jakby te konkursy rozgrywały się na moim podwórku. Gdy przechodzę obok samochodu Lewandowskiego, Robert podchodzi do mnie i z uśmiechem pyta czy gdzieś pojedziemy. Byłabym głupia gdybym odmówiła. Niepewnie ale wsiadłam do jego czerwonego, ekskluzywnego lamborgini.
Robert chyba zauważył moją ekscytację samochodem (choć czułam się bardzo niepewna siebie, nic nie mówiłam) i z lekka pysznym uśmiechem mówi „posłuchaj jak teraz zawarczy” (czy coś takiego). Ja nadstawiam ucho, ale samochód chodzi cichutko. Robert ma ubaw. Zapytał gdzie możemy pojechać. Powiedziałam, że moglibyśmy pojechać nad jezioro, ale jego samochód ma zbyt niskie podwozie i w ogóle szkoda tego auta na nasze mazurskie drogi. Wciąż nie mam przekonania czy jestem w jakiś sposób dla niego interesująca.
Teraz już znajdujemy się na posesji Roberta. Teraz czuję się speszona i zawstydzona. Uświadamiam sobie, że przecież on ma żonę!! Wiem, że im się nie układa, ale jednak. Robert jest teraz dziwnie wesoły. Pokazuje mi jakieś śmieszne, brązowe skarpetki. Rozmawiam z jakimś jego wujkiem, który jest dla mnie miły.
Potem Robert znika mi z oczu, a ja znajduję się w jakimś pokoju (na terenie posesji Roberta) z koleżanką z pracy i z jeszcze jedną osobą. Jest mi naprawdę głupio przed ta koleżanką, że „wożę się” z Robertem. Koleżanka ma przed sobą ładną, niebieską dekoracyjna kartkę z naklejkami 3d (biała chmurka i coś jeszcze). Zapisuje na niej nasz plan lekcji, a ja uświadamiam sobie, że przecież tak rano muszę wstać i nawet się nic nie pouczyłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz