Dzisiejsza noc w hotelowym podwarszawskim pokoju, po odbytym szkoleniu. Zapamiętuję sen. Ostatnio mam z tym kłopot.
1) Wchodzę do kuchni. Po mojej lewej stronie w kuchni są moi rodzice. Na wprost wejścia na stole lub wysokiej szafce stojącej pod ścianą siedzi mój zmarły Brat. Jest dużo młodszy niż kiedy zmarł - ma jakieś 7 lat.
Mówię do rodziców, że zaraz przyjdę, ale najpierw przywitam się z Czarkiem, bo się strasznie stęskniłam.
Podchodzę do niego i mocno się przytulamy. Mocno objął mnie rączkami i nogami. Mówię tęskniłam bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo... Pomiędzy "bardzo" dajemy sobie całusty w usta. Czarek się wygłupia i robi przy tym głupie minki. :)
2) W tej scenie Brata nie ma. W mieszkaniu jest mój pies i mały kotek. Bawią się, pies zahaczył zębem kotka w brzuch. Zrobił głęboką ranę. Rana mocno krwawiła. Wzięłam go na ręce i zaniosłam na łóżko (bardzo wysokie, trochę jak u weterynarza ) do rodziców. Położyłam na jaśniutką pościel (biała w bladoniebieskie kwiaty - jaśniutkie jak znaki wodne). Krwi jest dużo i brudzi pościel i moje ubranie.
Chcę szybko udać się do weterynarza, ale zdaję sobie sprawę, że jesteśmy w Dortmundzie, nie znamy języka i nie stać nas na tutejsze leczenie.
Kotek prawdopodobnie umrze. Przyciskam mocno ranę kotka. Krew przecieka przez palce. Przytulam kotka. Kotek MÓWI (chyba telepatycznie), że czuje w mieszkaniu gaz. Pomyślałam, że to halucynacje przed śmiercią.
Rana zaczęła krwawić mniej. Pomyślałam, że jak ją ścisnę opatrunkiem to może będzie dobrze. Jedną ręką wciąż ściskałam ranę, drugą szukałam odpowiedniego opatrunku i w tym momencie obudził mnie budzik. Ucieszyłam się, że to tylko sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz