niedziela, 1 lipca 2018

Brat: gnijąca twarz, palec w oku - 6 sierpnia 2017

Sen jest długi i drastyczny... Będę bardzo wdzięczna za każdą pomoc.
Cmentarz. Stoję nad grobem Czarka, mojego Brata. Sąsiadka podziwia jak pięknie urządziłyśmy mu z mamą grób. Widzę go we śnie takim jakim jest - zadbany, białe doniczki z białymi kwiatami.
Nagle nad grobem znajduje się dużo ludzi, w tym moi znajomi z pracy. Kawałek dalej kobieta, która niedawno straciła syna strasznie lamentuje (faktycznie umarł ostatnio kilka lat starszy od mojego Brata chłopak). Odchodzę gdzieś, a nad grobem tego chłopaka zostaje dużo osób, palą ognisko. Za Jego matką, która wraca do domu idzie dwóch mężczyzn, których obecności nie chce.
Wracam do mojego Brata. Patrzę, że wiązanki na grobie są porozrzucane. Układam je ładnie, a ludzie mi pomagają (zastanawiam się jakim cudem nie widzieli kto to zrobił). Gdy już poukładaliśmy przypominam sobie, że Czarek miał przecież pomnik i doniczki a nie wiązanki. Przekładam na nowo.
Znów odchodzę i wracam. Grób Brata jest rozkopany. Widać trumnę. Wołam mamę. Mama zaczyna gorączkowo jeszcze bardziej rozkopywać trumnę. Chce ją otworzyć. Krzyczę by tego nie robiła, ale ona robi to jak w amoku.
Otworzyła trumnę. Nie zważając na ciało Brata, szuka czegoś. Czarek leży w garniturze, tak jak Go zapamiętam. Nagle Jego ciało jakby sieda albo nawet unosi się w pionie. Zdążyłam podtrzymać Go dłonią za twarz by nie przewrócił się na nią. Krzyczę do ludzi by wzywali księdza. Krzyczę na mamę by przestała. Prawdziwa panika i przerażenie.
Czuję, że twarz Brata jest w stanie rozkładu. Jeszcze chwila i ją uszkodzę (używam siły do podtrzymywania Go). Czuję Jego przesuniętą czaszkę (Faktycznie miał). I staje się najgorsze - mój palec przebija twarz, oko albo trochę wyżej. Bardzo dobrze pamiętam to uczucie przebijania. Z twarzy wydostaje się czarno-zielona gęsta ciecz. Zalewa moją rękę i Jego twarz. Panika przybiera na sile a mama nie przestaje. Nie mam siły - puszczam Go a on upada na twarz zapewne rozbijając ją.
Przybywa ksiądz i reszta rodziny, ale mnie już to nie obchodzi. Jestem w szoku. Kładę się to na ziemi, to na pomnikach i krzyczę głośno. Mam mokrą rękę, ale nie śmierdzi.
Jest jakby trochę później, pare dni. Mama nie może zrozumiec mojego zachowania i złości na nią. Mówi, że w tej chwili "skarby" były najważniejsze. I teraz zmienia się perspektywa oglądu sytuacji. Staję się obserwatorem i obserwuję się jako małego chłopca (z przeżyciami opisanymi wyżej) . Wiem, że chłopiec ucieknie z domu, będzie poszukiwany i wydaje mi się, że Go odnajdą. Widzę jak chlopiec wbiega do wody - chyba jeziora, ale ucieka przed wzburzonymy falami. Przypomina mi się, że popełni on samobójstwo.
Końcowa scena. Chłopiec wbiega na wysoką skarpę. Chwyta się liny i zwisa w akrobatycznej pozycji nad morzem lub oceanem. Teraz powinien skoczyć, ale ja widzę tylko jak zastyga nad tą skarpą i czuje prawdziwy zachwyt nad tym co widzi.
Budzę się. Nigdy nie miałam tak okropnego snu choć koszmary się zdarzały. Już nie zasnę. A podczas popołudniowej drzemki, parę godzin wcześniej śnił mi się pięknie - przytulił mnie i napełnił spokojem. Nic nie rozumiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz