czwartek, 26 lipca 2018

Pająki, robaki, brud - zmarznięta dziewczynka - lipiec 2018.


Jestem z grupą ludzi w domu. Atmosfera jakby na jakimś krótkim wypadzie na biwak. Jednak wiem, że ten dom teraz należeć będzie do mnie i do jeszcze jednej osoby - nie znam płci ani relacji. W domu panuje półmrok, jest brudno. Do domu najpierw dostaje się niewielka szczypawka, którą zabijam, pająk - niezbyt duży, ale mięsisty. Zabijam go. Potem duża szczypawka - zabijam ją, a jej żółte wnętrzności rozbryzgują się po podłodze i pościeli, którą będę musiała wyprać. Przyglądam się oknu i stwierdzam, że potrzebujemy moskitiery. Zauważam, że w jednym, małym okienku brakuje szyby. Grupą skupiamy się na tych oknach - próbujemy je zasłonić, dopasować jakieś zasłony.

Nagle przez okno dostrzegamy dwie osoby z naszej ekipy, które wracają jakby ze spaceru. Spanikowane niosą w ramionach małą dziewczynkę. Mówią, że leżała w śniegu i jest prawie zamarznięta. Wszyscy zbieramy się jakby w przedpokoju (małym pomieszczeniu). Proponuję by natychmiast wezwać pogotowie. W tym momencie dziewczynka ląduje w moich rękach a grupa zostawia mnie z nią samą.

Przytulam ją do siebie, ale w pierwszym momencie obruszam się w myśli, że ja tylko zaproponowałam rozwiązanie, ale nie chciałam się angażować. Potem przyglądam się dziewczynce - jest przytomna, ale zupełnie bez sił, jest śliczna, ma czerwone z zimna policzki, uśmiecha się do mnie. Tulę ją by ją rozgrzać. Pytam co się stało. Z tego co powiedziała dziewczynka wywnioskowałam, że jej mama raczej się teraz o nią nie martwi, może nawet nie zauważyłam, że dziewczynki nie ma, więc pewnie nikt jej nie szuka. Dziewczynka niezbyt dobrze wypowiadała się o mamie, ale nie potrafię powiedzieć o co chodziło.

W pomieszczeniu znów pojawiła się moja ekipa, ale nie są zbyt zainteresowani dziewczynką. Oddałam ją w ręce jednej z dziewczyn, ale pomiędzy nią a inną dziewczyną wywiązała się awantura. Dziecko spadło na ziemię, głęboko w piach i nikt się tym nie przejął. Ledwo udało mi się ją wyciągnąć. Zabrałam stamtąd dziewczynkę. Jej stan się pogorszył. Nie dość, że była zziębnięta, to jeszcze cała oblepiona piachem. Musiałam jej jakoś pomóc zanim nadejdzie pomoc.

Nalałam do wanny ciepłej wody i gdy chciałam wejść do niej z dziewczynką pojawiła się czarnoskóra kobieta - tak jakby z opieki społecznej i z lekka karcącym tonem powiedziała, że nie powinnam tego robić, bo wchodzenie nago do wanny z dzieckiem mogłoby być źle odebrane. Popatrzyłam na nią nie bardzo wiedząc jak się zachować, ale kobieta dała mi przyzwolenie, bo wiedziałyśmy, że to pomoże dziewczynce. Będąc w łazience kątem oka dostrzegłam rolki papieru. Było ich około 20 i wszystkie były brudne.

niedziela, 22 lipca 2018

Brat. Lipiec 2018

1) Jestem z Bratem na uczelni. Wchodzę na swoje zajęcia. Brat miał wejść ze mną, ale nie zdążył. Weszłam więc sama, zajęłam miejsce na końcu sali we wnęce, blondwłosa ok 45 letnia Pani Profesor rozpoczęła wykład i w tym momencie wszedł Czarek centralnymi, dużymi drzwiami, w sali było bardzo jasno, drewniana podłoga i ławki. Wstałam i powiedziałam, że to mój Brat i chciałabym by mógł tu poczekać aż skończę zajęcia. Nie miałam świadomości Jego śmierci, ale wszyscy wokół mieli świadomość, że jakieś trudne doświadczenie ma z nami związek. Pani Profesor zgodziła się. Czarek usiadł obok mnie.
Za chwilę do sali wszedł konserwator i nie przerywając zajęć usiadł przy Czarku by powiedzieć mu, że wie, że to On napisał coś długopisem na ścianie w korytarzu. Zbulwersowałam się w pierwszym momencie, pomyślałam sobie, że znam Czarka i wiem, że nie mógł tego zrobić, ale zastanowiło mnie dlaczego Czarek się spóźnił no i napis wydał mi się trochę w Jego stylu. Nic nie powiedziałam, ale mimo wszystko byłam wściekła na konserwatora i gotowa obstać za Bratem.
W kolejnej odsłonie jedziemy razem z Czarkiem samochodem, wracamy chyba z tych zajęć. Samochód jest czerwony. Czarek prowadzi. Drzwi z Jego strony są uchylone, a on zamiast kierownicą zajmuje się jakimś lodem, albo batonikiem. Denerwuję się, że jest nieuważny, a On ma ze mnie ubaw. Siedząc obok chwytam za kierownicę i tak jedziemy. Ludzie się patrzą, a ja czuję dumę, że tworzymy taki zgrany zespół prowadząc razem samochód. Nikt tak jak my nie potrafi. Teraz oboje mamy ubaw. ;)

2) Jestem w pracy. Nawał pracy. Spór z sekretarką. Muszę interweniować u kierownictwa. Wszystko to nie wydaje się być ważne. Ważna wydaje się być winda. Kilka razy wsiadam w tym śnie do windy. Zawsze porusza się do góry. Jest zatłoczona. W na przykłada środku Panie sprzątające o niemiłym zapachu.

3) Jestem z kilkoma osobami w samochodzie. samochód ma niewielkie okna. Przez okienko dostrzegam stojącego w grupce ludzi kolegę z dawnych, szkolnych lat (w rzeczywistości z upływem lat bardzo się zmienił - z grzecznego, dobrego chłopaka stał się wyrywającym laski szpanerem biorącym narkotyki). Kolega wyglądał jeszcze lepiej niż za dawnych lat - znów miał długie włosy i rozsądną wagę (raczej tęgi, ale tak mu najlepiej), miał na sobie garnitur i uśmiechał się jak kiedyś. Zdaje się, że i On mnie zauważył, bo uśmiechnął się do mnie.
Z samochodu wyszłam z wyglądało na to, że kimś dobrze mi znanym - wysoki, brunet. Podszedł do swojego auta - super nowoczesna fura - coś jak skrzyżowanie formuły jeden z lokomotywą. Samochód był czerwony, wpadał w bordowy, wysoki połysk. Wsiadł i nawet nie omieszkał zaproponować przejażdżki. Wygarnęłam mu w myśli od snobów i wsiadłam do swojego plastikowego, zabawkowego żółto-czerwonego autka - było tak malutkie, że nie wiem jak udało mi się tam zmieścić. Zanim kolega z formuły zdążył odpalić ja swoją zabawką pokonałam dystans około 1 km i byłam z siebie mega zadowolona, do tego stopnia, że wcale mu tego auta nie zazdrościłam.
Moim autkiem odwiedziłam sklepik, jakimś cudem miałam ze sobą na smyczy psa, który zanim zdążyłam go do niej przypiąć wbiegł do sklepu i złapał w pysk jakieś warzywa (to mógł być bób). Na szczęście były zapakowane szczelnie w folię i nikt nie zauważył. Wyprowadziłam psa jakby nigdy nic, uwiązałam Go przy wejściu fatalnie czując się z tym, że muszę Go tu zostawić i dokończyłam zakupy. Potem jeszcze jechałam swoim autkiem z domu do pracy mamy, akurat gdy wszyscy z tej pracy wychodzili, a dodatkowo był remont ulicy. Było więc tłoczno, a ja tym swoim autkiem dziarsko wbiłam się w tłum.

niedziela, 1 lipca 2018

Sny o kocie - ok 15 czerwca i 30 czerwca 2018 + 04 lipca 2018.

1) Połowa czerwca: Właśnie się wybudziłam z prawdziwego koszmaru - koty i świnki morskie. Mój dziadek chciał skrzywdzić świnki - nadepnął jedną i słychać było łamanie kości. Najpierw były dwie, potem się rozmnożyły. Koty były bardzo chore i cierpiące. Jeden nawet się świadomie powiesił 😮. Kotów dziadek nie ruszał, bo jak twierdził lubił je. Scena samobójstwa to ostatnia scena, która odegrała się przy ucieczce przed rojem tych ogromnych bzyczących owadów (jest druga w nocy, nie mogę sobie przypomnieć nazwy). Były ich miliony, aż czarno. Najgorszy był mój strach o te zwierzęta - miłość i świadomość zagrożenia i cierpienia. Były też koty martwe (kotka z młodym) zjadane przez robaki.
Przed tymi owadami uciekaliśmy do stodoły po drabinie. Puściłam dziadka przodem (ostatecznie stwierdził, że wszystko mu jedno jakby odpuszczając zamiar zabijania moich zwierząt). Dziadka w życiu realnym bardzo kochałam. Bardzo kochał zwierzęta, nawet żaby. Co za koszmar!!!

2) 30 czerwca 2018: Dziś znów śniłam o kocie. Był jasno rudy, prążkowany. Atakował mnie - skakał na mnie i gryzł, a gdy go odrzucałam on odbijał się jak piłka w moją stronę i od razu wbijał we mnie zęby. To było bardzo natarczywe, nie mogłam się go pozbyć. Nie bałam się, nie bolało mnie, a tylko strasznie się irytowałam. Potem przyszedł mój ojczym, wziął kota na ręce, a ten zachowywał się jak zwyczajny kot - prężył się, łasił i czerpał przyjemność z głaskania. Zastanawiałam się dlaczego tak jest, że wobec mnie był taki agresywny, a przy nim jest takim normalnym, milusim kotem i pomyślałam, że to ze mną musi być coś nie tak i że może zrobiłam coś, co ten kot postrzegł jako agresywne zachowanie i zagrożenie. Poczułam się winna.

3) 07 lipca 2018: U mnie dziś znów kot - biało rudy, łaciaty. Było ich więcej, ale pozostałe były bezpieczne. Ten był chory. Zeskoczył do mnie jakby z "okna" stodoły, był mi drogi, chciał podejść do mnie, ale przechwycił go mężczyzna i przytrzymując mnie tak, że nie mogłam nic zrobić, postawił na nim nogę - dociskał z całej siły a ja słyszałam łamiące się kości. Kot jakimś cudem uciekł, ale wiedziałam, że nie może tego przeżyć. Potem następnego dnia dostrzegłam tego kotka leżącego na trawie, w ukryciu, ruszał się. Świadomość, że ciągle żyje i tak bardzo cierpi była koszmarem.

My jesteśmy krasnoludki - 28 czerwca 2018.

Śniło mi się, że byłam krasnoludkiem (raczej chłopak). Jechałam windą z dwoma innymi krasnoludkami. W ręku trzymałam dwie jakby skarpety wełniane. Przyłożyłam je po obu stronach głowy krasnoludkowej koleżanki, wmasowałam i zrobiły się z tego ładne, malutkie uszka. Koleżanka krasnoludek rozradowała się jak typowy, bajkowy krasnoludek. Potem wyszliśmy z windy śpiewając wesoło "my jesteśmy krasnoludki hop sa sa, hop sa sa...".

Mam 30 lat!!!! Czy powinnam się martwić? :P

Orzech, jajka, kot - 25 czerwca 2018.

Na moim podwórku (w rzeczywistości) rośnie orzech - młody, niewysoki, rozłożysty, dający ukojenie w upale.

Dziś śniło mi się, że znalazłam pod nim dwa ptasie jajeczka - wyglądały jak przepiórcze. Dodatkowe nieopodal leżały dwa identyczne, ale zabawkowe/ozdobne. Na gałęzi orzecha, w zasięgu ręki zauważyłam ptasie gniazdo, a w nim - ptasią mamę z dużą ilością młodych.

W obawie przed tym, że mój kot (nie mam kota) zniszczy jajka włożyłam do gniazda najpierw te sztuczne, potem te prawdziwe. Z jednego już wykluwał się pisklak - jedno skrzydełko już było na zewnątrz.

Buty - 13 czerwca 2018.

Dziś o butach. To chyba popularny symbol. Z perspektywy bohaterki snu buty były normalne i nie budziły żadnych refleksji. Z perspektywy obserwatora - buty wydawały się bardzo głębokie i duże, noga wchodziła aż do połowy łydki, miały o wiele za duże, wystające języki. Były kolorowe, miękkie, bardzo wygodne. Fabuła snu związana była z wyjazdem. Wyjechałam z rodzicami do Niemiec. Wyjazd miał charakter "wyskoku", wiązał się z dobrymi emocjami, poczuciem "wyluzowania". Jedyne zastrzeżenie jakie miałam, to że miał trwać tylko 3 dni, więc miałam mało czasu na swoje przyjemności. We śnie piłam sok jabłkowy ze szklanki. Sok bardzo mi smakował.

Hangar spożywczy - 12 czerwca 2018.

Od lat w moich snach powraca pewien motyw. Zwykle jest to motyw poboczny, nie związany ściśle z fabułą snów. Chodzi o coś w rodzaju hangaru spożywczego - ogromne piętro, a w zasadzie zawsze jest to podpiwniczenie - za czasów studiów mieściło się pod budynkiem uczelni, teraz jest pod gmachem mojego zakładu pracy, czasem znajduje się w galerii handlowej (zwykle wtedy na najwyższym piętrze jest kino, które jest celem do którego zmierzam).
Najczęściej to spożywcze piętro istnieje tylko w moich myślach, wspomnieniach - wiem jak wygląda, co mogę tam zjeść, gdzie jest wejście, ale w końcu nie docieram tam (jak dziś). Czasem docieram, przechodzę od stoiska do stoiska, wybór jest ogromny - smaki, zapachy, ale ostatecznie nagle muszę wyjść, albo budzę się. Czasem zamawiam jakieś smakowite danie (są tam głównie fast-foody, ale dziś wyjątkowo chciałam tak zejść po coś słodkiego), ślinka mi cieknie w oczekiwaniu na zamówienie i budzę się zanim jedzenie dotrze. Nie jestem pewna czy udało mi się kiedykolwiek tam coś zjeść.

Skarpa, jazda rowerem - 6 czerwca 2018.

Jadę rowerem. (w realu od lat mi się to nie przytrafiło). W mojej świadomości to okolice mojej gminy. Jednak to co widzę tak na prawdę nie przypomina ich. Okolica jest przecudownie piękna - zielone, równinne tereny, w tle lasy i jeziora, otwarta, duża przestrzeń, świeże powietrze. Ja wyglądam też pięknie, bardzo kobieco - mam na sobie sukienkę, uśmiecham się i robię sobie selfie podczas jazdy. Podobam się sobie. Docieram do stromej skarpy - tak stromej, że wręcz poziomej - wysokiej na jakieś 7 metrów. Trzymając rower nad głową wspinam się i przychodzi mi to zadziwiająco łatwo, a innym ludziom m nie jest łatwo, kobieta w niebieskiej sukience spada. Gdy udało mi się wspiąć byłam zadowolona z siebie i zachłyśnięta pięknem okolicy. Ustałam tyłem do skarpy, opierając ręce na biodrach, oddychałam pełną piersią. Omal nie zapomniałam roweru. Potem wsiadłam na rower i pojechałam zwiedzić pobliski pałacyk - malutki, ale o wnętrzu iście królewskim. Jechałam środkiem korytarza. Jakiś mężczyzna zwrócił mi uwagę, ale gdy zorientowałam się, że nie jest żadnym stróżem, tylko zwykłym zwiedzającym wzruszyłam ramionami, nie przejęłam się zupełnie i pojechałam, ale zobaczyłam tylko jeszcze jedno pomieszczenie i postanowiłam wracać do domu. Za pałacykiem były dwie dróżki i nie pamiętałam, która prowadzi do domu. Odpaliłam google maps i jakieś dwie kobiety pomogły mi ustalić, którędy jechać. Gdy ruszałam znów zachwyciłam się krajobrazem. Tu się obudziłam.

Byki + biblioteka - 27 maja 2018.

1) +Byk - czarne byki stojące na straży, budzące strach, mogące zrobić krzywdę, choć ich zadaniem jest złapać mnie gdy spróbuję się oddalić, złapać tj. wrzucić na grzbiet za pomocą rogów i przyprowadzić z powrotem.
+ brązowe byki - masywniejsze, większe, łagodne, rogi mają jakby z plastiku (coś co nie może zrobić krzywdy), wykończone złotą końcówką, przychodzą z ludźmi z zewnątrz (w tym od wielu lat nieżyjący kuzyn), są łagodne, nie boję się ich.
2) biblioteka z książkami dla dzieci - w środku mają miejsce jakieś spotkania mające związek z poprzednio wykonywanymi pracami (w szkole, w gopsie), potem jest pusta - wszystkie książki są dość duże, kolorowe i kwadratowe, jest ich na tyle mało, że wszystkie są poukładane frontami do oglądających - przy wychodzeniu pojawia się refleksja, że mogłabym prowadzić własną księgarnię/bibliotekę i nawet trochę większą, żebym mogła te książki też normalnie układać i porządkować. Regały są białe. Wcześniej w bibliotece były dzieci, a ja bawiłam się książkami i strasznie mi się podobały - były takie kolorowe i wesołe i tu pojawiła się tęsknota za zawodem nauczyciela. (W księgarni też kiedyś pracowałam).
3) winda - bardzo mała, ale jest w niej ze mną dużo ludzi i wcale nie jest ciasno, jedziemy w dół, ale to nie jest budynek, jakoś na zewnątrz, w ziemi. Nie wiedzieć czemu majstruję coś przy suficie i odczepia się klapa, nie mogę poradzić sobie z zamontowaniem jej, czuć ciąg powietrza. Pomagają mi osoby, które stały jakby na dachu tej windy. Cieszę się, że mi pomogli, ale czuję się troszeczkę głupio, że zepsułam i nie potrafiłam naprawić.

Brat: na masce samochodu - 21 maja 2018.

Sen zaczął się tak, że Brat miał zawieźć mnie na cmentarz, ale miałam jechać na masce samochodu.
Jako, że poczułam się w jakiś sposób głupio oszukana przez Brata postanowiłam odwdzięczyć się tym samym i wymyśliłam, że zsunę się z tej maski zanim dojedzie tak, żeby myślał, że przez Jego szybką jazdę spadłam i zginęłam. Zsuwając się z tej maski zgubiłam kapcie (spadły pareset metrów dalej) i przewróciłam się na chodniku.
Obok przechodzili dwaj koledzy Brata i nie pomogli mi wstać wyraźnie dając do zrozumienia, że nie mam racji w swoich przekonaniach.
Poszłam na ten cmentarz, z daleka widziałam, że Brat robi coś dla innych ludzi (jakby odprawiał jakąś magię). Zbliżając się zaczęłam się zastanawiać czy słusznie Go oskarżam o te głupie żarty - może to co robił miało sens.
Gdy mijałam Brata, powiedział coś w stylu "hahaha bardzo śmieszne", dając mi do zrozumienia, że to co zrobiłam było głupie.
Potem widziałam jak Czarek przygotowywał suknię dla jakiejś kobiety - robił jakieś poprawki, ale nie w tradycyjny sposób, za pomocą magii. Suknia miała kolor pomarańczowy, ale miała jakieś kolorowe naszywki, materiał wyglądał na trochę sztywny, a krój nie przypominał współcześnie nam znanych. Jakby nie z tego świata. Długość - do kostek (prawie).
Ostatnia scena. Leżę na dużym łóżku w niesamowicie miękkiej, puchowej pościeli. Niemal zanurzam się w niej - puchowa jest kołdra, poduszki i prześcieradło. Wszystko jest białe, ale są też kolorowe naszywki lub wyszywane kwiaty. Jest mi bardzo wygodnie. To jest dla mnie dowód, że Czarek ma jakieś magiczne zdolności, bo ta pościel jest zrobiona dla mnie przez Niego.

Gabi - 6 maja 2018.

Rzecz dzieje się w okolicy mojego domu. Stoimy z mamą i z babcią po drugiej stronie ulicy, przy śmietnikach. Jest z nami mój piesek - Gabi. Piesek w rzeczywistości cierpi na nowotwór i są to jej ostatnie tygodnie życia.

Z naprzeciwka w naszym kierunku szedł pijany mężczyzna, menel, lat ok. 40. Gabi wybiegła do niego jak to ona głośno szczekając. Facet zamachnął się i z całej siły ją kopnął - dźwięk był jak przy kopnięciu piłki, wyglądało to na cios śmiertelny, Gabi strasznie zaskomlała, ale uciekła i pobiegła w stronę mamy.

Ja nawet się przy niej nie zatrzymałam. Ruszyłam wprost na tego mężczyznę wiedząc, że może zrobić mi to samo i faktycznie gdy się zbliżałam zamachnął się (ręką), ale widząc, że nawet nie robię uniku zrezygnował z oddania ciosu. Parłam w jego stronę tak, że musiał się cofać i cedziłam przez zęby z prawdziwą nienawiścią "nienawidzę Cię, będę Cię nienawidzić do końca mojego życia, z całego serca życzę Ci wszystkiego co najgorsze". Pomyślałam o chorobie nowotworowej, ale zrezygnowałam z wypowiedzenia tego. Powiedziałam jeszcze: "jesteś obrzydliwy". Odwróciłam się i zobaczyłam, że Gabi jakby nigdy nic biegnie do domu, ale myśląc o tym co ją spotkało zawołałam jej imię z prawdziwą rozpaczą i...

W tym momencie obudziło mnie jej chrapanie - bardzo uspokajające, bo wiem, że smacznie śpi i nic jej nie boli.

Po obudzeniu dopiero przypomniało mi się, że w momencie gdy mężczyzna chciał mnie uderzyć zbliżył się do nas drugi mężczyzna (pojawił się z nikąd) - wykonał gest, który znaczył, że nie pozwoliłby na uderzenie mnie. Wycofał się od razu gdy tamten cofnął rękę.

Brat: poparzenie - 2 maja 2018.

Około dwóch tygodni temu przyśniło mi się, że mój Brat (Brat nie żyje) poparzył się wrzątkiem w rękę, a ja trzymałam mu tą rękę pod bierzącą wodą.

Wczoraj mojemu tacie przyśniło się, że Brat pokazuje mu poparzone ręce. Nie wspominałam tacie o swoim śnie.

Brat: służba, kserokopiarka, koperta + sos - 1 maja 2018.

Tytułem wstępu: w pracy odbywam właśnie służbę przygotowawczą, wykłady kończą się wpisem do dzienniczka - dzienniczek, rzecz święta, bez niego nie dopuszczą mnie do egzaminu.

Śni mi się, że przyjechała do mnie rodzina z drugiego końca Polski - kuzyn z ojcem i dwójką dzieci, w mojej wsi odbywa się duża impreza. W miejscu gdzie odbywa się ta impreza stoi kserokopiarka na wysokim słupku, pomyślałam, że skseruję kilka stron dzienniczka. Ktoś mi ten mój dzienniczek przyniósł, ale tylko te kilka stron - złożonych na pół, w foliowej koszulce.

Potem dużo się działo - pobyłam na tej imprezie/koncercie z koleżankami z pracy, spacerowałam z ojcem i synkiem kuzyna, byłam nad rzeczką (błotnisty, nierówny teren, zanieczyszczony), kuzyn wrócił z przejażdżki dziadka jawką (dziadek od 8 lat nie żyje) - jechał b. szybko, a nie miał kół, typko łańcuchy w tych miejscach, dziadek wprowadził motor do szopki, byłam też w swoim mieszkaniu gdzie kuzyn narobił strasznego bałaganu i tam zorientowałam się, że zgubiłam dzienniczek.

Cały sen był o tym jak szukam dzienniczka w miejscach w których byłam, zamartwiam się, że nie dopuszczą mnie do służby, opowiadam ojcu kuzyna jaka to ważna rzecz, boję się wejść na miejsce imprezy bo siedzą tam dwaj pijani mężczyźni i jeden jest w stosunku do mnie agresywny.

Nagle zamiast wujka jest ze mną mama i Brat. Szukają ze mną. Sięgam do kieszeni i znajduję tam kopertę. Koperta jest wypchana banknotami (ogromnie dużo, jakbym wygrała w lotka), w kopercie jest karteczka z napisem "ta koperta pojawia się u ludzi, którzy najbardziej jej potrzebują". Pieniądze są w obcej walucie, są jeśli można tak powiedzieć - bardzo ładne. W mojej głowie pojawia się myśl - czy ta waluta ma w naszym świecie jakąkolwiek wartość. Stwierdzam jednak, że skoro się pojawiła, to musi mieć znaczenie.

Koperta pojawia się w magiczny sposób, a wcześniej w magiczny sposób przygotowałam tort dla syna kuzyna (dla mojego chrześniaka).

W drugim śnie dzisiejszej nocy śniłam, że chcę przygotować słodki sos - wybieram z zamrażarki poziomki i truskawki (poziomki są smaczne, truskawki wyglądają i smakują gorzej), na lodówce stoi kwiat - aloes - stwierdzam, że będzie pasował do mojego sosu. Najpierw wrzucam całe liście, a potem z wymieszanych już składników wybieram te liście i staram się wygrzebać do sosu tylko miąższ. Orientuję się, że nawrzucałam do tego sosu jeszcze inne rośliny i zastanawiam się czy to w ogóle zjadliwe - próbuję, paskudztwo! Wszystko nadaje się do wyrzucenia. Jestem na siebie zła, bo zmarnowałam dobre owoce.

Do tego wszystkiego jest wigilia, a my z babcią nie mamy co podać na stół.

Urodziny Dyrektora - 26 kwietnia 2018.

Dyrektor miał urodziny. Chciałam wypisać mu kartkę z życzeniami. Nie kupiłam żadnej, więc napisałam życzenia na połówce kolorowej kartki A4. Stwierdziłam jednak, że kartka jest szara i brzydka, ma smutny kolor.

W biurze miałam dwie szufladki bardzo "zagracone", usiłowałam znaleźć ładniejszą kartkę. Grzebałam w tych szufladach, ale nie mogłam znaleźć odpowiedniej kartki.

Pomóc przyszła mi koleżanka (faktycznie wspiera mnie w pracy, również w trudnej sytuacji, która spotkała mnie obecnie). Wiele wysiłku kosztowało nas grzebanie w tych szufladach. Również wiele stresu. Była już prawie 15, zaraz trzeba wychodzić, Dyrektor wyjdzie, a ja nie mam kartki

W końcu zdałam sobie sprawę, że straciłam cały dzień na tą glupią kartkę i przeszła mi przez głowę myśl, że wszystko w moim życiu tak wygląda. Stwierdziłam, że dam jednak tą "brzydką" kartkę.

Sen babci: 9 kwietnia 2018.

Mojej babci, która ma 79 lat śniło się, że była na cmentarzu. Obok grobu dziadka (który jest tam faktycznie) pojawił się jej własny grób. Wyglądał jak normalny nagrobek, ze zdobieniami, ale usypany był z żółtego piasku.

W poziomej piaskowej płycie była dziura, z której wyłoniła się piękna, młoda, ciemnowłosa dziewczyna z włosami do ramion. Wychyliła się z tej dziury tak, że widać ją było od pasa w górę.

Babcia zdziwiła się, że nie pojawił się nikt z rodziny, ale przypomniało jej się, że mój zmarły Brat kiedyś we śnie powiedział mi, że po śmierci nie jest się albo kobietą albo mężczyzną i pomyślała, że to może On po nią przyszedł i przestraszyła się.

Powiedziała, że nie chce jeszcze umierać. Po tych słowach dziewczyna schowała się jakby do tej dziury. Nagrobek (pozioma płyta) pokryła się jakby czarnym plastikiem, a na nim pojawiła się róża. Róża też zrobiona była z piasku.

Brat: przywitania + pies i kot - 29 marca 2018.

Dzisiejsza noc w hotelowym podwarszawskim pokoju, po odbytym szkoleniu. Zapamiętuję sen. Ostatnio mam z tym kłopot.

1) Wchodzę do kuchni. Po mojej lewej stronie w kuchni są moi rodzice. Na wprost wejścia na stole lub wysokiej szafce stojącej pod ścianą siedzi mój zmarły Brat. Jest dużo młodszy niż kiedy zmarł - ma jakieś 7 lat.

Mówię do rodziców, że zaraz przyjdę, ale najpierw przywitam się z Czarkiem, bo się strasznie stęskniłam.

Podchodzę do niego i mocno się przytulamy. Mocno objął mnie rączkami i nogami. Mówię tęskniłam bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo... Pomiędzy "bardzo" dajemy sobie całusty w usta. Czarek się wygłupia i robi przy tym głupie minki. :)

2) W tej scenie Brata nie ma. W mieszkaniu jest mój pies i mały kotek. Bawią się, pies zahaczył zębem kotka w brzuch. Zrobił głęboką ranę. Rana mocno krwawiła. Wzięłam go na ręce i zaniosłam na łóżko (bardzo wysokie, trochę jak u weterynarza ) do rodziców. Położyłam na jaśniutką pościel (biała w bladoniebieskie kwiaty - jaśniutkie jak znaki wodne). Krwi jest dużo i brudzi pościel i moje ubranie.

Chcę szybko udać się do weterynarza, ale zdaję sobie sprawę, że jesteśmy w Dortmundzie, nie znamy języka i nie stać nas na tutejsze leczenie.

Kotek prawdopodobnie umrze. Przyciskam mocno ranę kotka. Krew przecieka przez palce. Przytulam kotka. Kotek MÓWI (chyba telepatycznie), że czuje w mieszkaniu gaz. Pomyślałam, że to halucynacje przed śmiercią.

Rana zaczęła krwawić mniej. Pomyślałam, że jak ją ścisnę opatrunkiem to może będzie dobrze. Jedną ręką wciąż ściskałam ranę, drugą szukałam odpowiedniego opatrunku i w tym momencie obudził mnie budzik. Ucieszyłam się, że to tylko sen.

Brat: sałatki, kiełbasa, dzieci z obcej planety - 10 lutego 2018.

1) Dwie moje sąsiadki zrobiły sałatkę (grubo krojona), sałatka stała w wannie wielkości 4 wanien na środku podwórka. Ja zrobiłam swoją drobniutko krojoną. Wsypałam ją do tej samej wanny.

Okazją było zrobienie jakiegoś specjalnego paleniska/wędzarni dla naszej wspólnoty mieszkaniowej.

Dziwiłam się dlaczego z tej okazji nie zrobimy sobie po prostu kiełbasy. Babcia miała schowane duże pętko. W moim śnie to był rarytas. Dała mi je.

2) Wzięłam kiełbasę i poszłam nakarmić Brata. Czarek miał jakieś 5 lat. Najpierw karmiła go mama i nie podobało mi się jak to robi. Potem dała mi pół pętka, żebym to ja mogła go nakarmić. To było jak nagroda. Odłamywałam małe kawałki i wkładałam mu do buzi. Wszystko działo się na podwórku, przy wyjściu z podwórka, między dwoma budynkami. To bardzo miła "scena". Był taki kochany...

3) Obok, przy ulicy biegały zaniedbane dzieci. Odłamałam pół kawałka kiełbasy i chciałam by Czarek dał go małej dziewczynce, on chciał, ale się bał, więc sama to zrobiłam i czułam się dumna, że nauczyłqm go czegoś dobrego. Potem jeszcze siedzieliśmy oparci o budynek sąsiadów, obejmowałam Go ramieniem, był mocno przytulony i dalej go karmiłam.

4) O biegających dzieciach wiedziałam, że nie pochodzą z tego świata i dziwiłam się, że są bardziej zaawansowaną cywilizacją skoro podróżują między światami a żyją w tak złych warunkach.

Wujek Stasiek - 6 lutego 2018.

Śnił mi się zmarły kilka lat temu brat mojego dziadka. Widziałam go kilka razy w życiu. Był alkoholikiem, skończył samotnie w domu opieki.

Sen:
Impreza alkoholowa w domu mojej moich rodziców. Wujek wygląda dużo lepiej niż w rzeczywistości - czysto ubrany, kilkanaście kg na +, pare lat młodszy, brak oznak jakiejkolwiek choroby.
W pewnym momencie wujek wstał od stołu i przewrócił się. Uderzył głową o kant podestu, na którym stoi piecyk. To było takie straszne, że nie mogę przestać myśleć o tym od rana - moment uderzenia głowy o kafelki, ten dźwięk, świadomość, że to śmiertelne uderzenie (w rzeczywistości na pewno by tego nie przeżył). Moja myśl we śnie, że to śmiertelne uderzenie trwała tylko sekundę, nie mając nadziei rzuciłam się do pomocy (tu moment poczucia dumy z siebie, że odważyłam się udzielić pierwszej pomocy). Wujek oddychał, z czoła leciała krew.
Próbowałam wezwać karetkę i jak w większości moich snów o podobnej tematyce trzęsły mi się ręce, miałam problem z wybiciem numeru i nawiązaniem połączenia .
Sen kończył się histerycznym potrząsaniem wujka i krzykiem w stylu "Wujku, wujku nie umieraj, kocham Cię, bardzo Cię kocham!".

To bardzo dziwne. Nie znałam zbytnio tego wujka, a więc i nie żywiłam do niego szczególnych uczuć. Współczucie głównie. Modlę się za niego każdego wieczoru. I tu ciekawostka. Zwykle przed modlitwą za zmarłych wymieniam za kogo się modlę, a tej nocy byłam zmęczona i szczerze mówiąc nie chciało mi się, więc nie wymieniałam swoich duszyczek, tylko odklepałam regułkę.

Dziadek, piwnica, koty i mała dziewczynka - 24 stycznia 2018.

Jestem z babcią w pokoju dziadka (dziadek nie żyje od ponad 7 lat), rozmawiamy, spoglądam na łóżko dziadka i pytam się babci, zdziwiona „a gdzie jest dziadek?”. Dziadek odchyla kołdrę i pokazuje się, że jest. Był tak chudy, ze nie było widać pod kołdrą.

Stwierdziłam, że pójdę po węgiel. Miałam przynieść jedną węglarkę, pozostałe dwie węglarki zwykle (wg snu) przynosił dziadek, ale wzięłam wszystkie trzy.
Poszłam do piwnicy (w rzeczywistości węgiel trzymamy w szopie). Dziadek gdy zobaczył, że wzięłam wszystkie węglarki, przyszedł pomóc. Piwnica nie wyglądała jak moja rzeczywista piwnica. Ta była czysta, duża, ale panował w niej bałagan. Było dużo worków. Otworzyłam jeden i zauważyłam, że jest pełen opakowań bobu, który już zaczął się psuć. Wybrałam kilka opakowań, które jeszcze można było ugotować. W tej chwili zajrzał do piwnicy bardzo dawny znajomy (nigdy nic mnie z nim nie łączyło, raczej z jego bratem, zwykły mieszkaniec mojej miejscowości), więc zaproponowałam mu ten bób, ale właśnie ten bardziej popsuty. Potem otworzyłam drugi worek, w którym tez były opakowania bobu, ale dwa razy większe, bób wyglądał bardzo zdrowo.

Dziadek zniecierpliwiony zawołał mnie do tego węgla. Węgiel nasypany był na schody biegnące w dół, do tego na węglu było pełno zwierzęcych posłań (koszyki z kocami itp.), Nie bardzo wiedziałam jak mam się „dobrać” do tego węgla. Bardziej jednak zainteresowały mnie zwierzęta, m.in. króliki i koty z młodymi. Młode były wyjątkowo małe. Gdy dziadek chciał ich dotknąć obawiałam się, że zrobi im krzywdę (nie wiem dlaczego, dziadek zawsze lubił zwierzęta, nawet żaby).

Potem w pomieszczeniu obok natknęłam się na malutką, zaniedbaną dziewczynkę, która opiekowała się małą myszką (wyglądała trochę jak z bajki, jakby z materiału). Z tego co mówiła od dłuższego czasu przebywała tam sama. Kazałam jej zostać i chciałam iść po jakaś pomoc. Dziewczynka wybiegła za mną. Nie wiem czemu byłam na nią zła, że chciała iść ze mną. Złapałam ją powyżej nadgarstka i bardzo mocno trzymałam (rączka mogłaby się złamać od takiego uścisku). Te pomieszczenie obok nie znajdowało się już w mojej piwnicy, ale w szopie sąsiadów, którzy umarli (sąsiad ok 3 lat temu, sąsiadka około miesiąca temu). Zaprowadziłam dziewczynkę do jej mamy, która mieszkała w mieszkaniu, w którym rzeczywiście mieszka moja mama. Kobieta bardzo ucieszyła się z jej obecności. Wyciągnęła ręce by ją przytulić i tu sen się skończył.

Dodam tylko, że poprzedniej nocy również śniłam o piwnicy, ale ta przypominała raczej wilgotny, brudny kanał. Uciekałam przed kimś, prześlizgiwałam się przez wąskie szczeliny, opierając ręce o podłoże dotykałam czegoś obślizgłego, jak ślimaki. We śnie występowała również wcześniej wspomniana sąsiadka. Była zła na mnie i na moją babcię, płakała.

Skarpa, zdjęcia - 17 stycznia 2018.

Siedzę na wysokiej, stromej skarpie razem z Bratem i kuzynką. Oglądamy razem moje zdjęcia z dzieciństwa. Zdjęcia są niby papierowe, ale widać na nich ruch i słychać dźwięk. Opowiadałam straszne głupoty, ale nas oglądających tak to rozbawiło, że śmialiśmy się do rozpuku. W pewnym momencie coś mi się przypomniało, chciałam coś zobaczyć i zeszłam ze skarpy. Rozejrzałam się dookoła - było przepięknie - piękna zieleń wokół, bujna roślinność, lasy, czyste powietrze, dech zapiera na samo wspomnienie. Potem wdrapałam się do nich z powrotem.

Oglądając zdjęcia byłam tak jakby tylko z kuzynką. Dopiero po wdrapaniu się z powrotem był tam Czarek, ale nie zdziwiło mnie to, tak jakby był tam cały czas.

Na zdjęciach wyglądam trochę inaczej niż rzeczywiście wyglądałam w dzieciństwie.

Morderstwo i egzorcyzm - 15 stycznia 2018.

Razem z moim sąsiadem (chłopiec w wieku 12 lat) uciekałam przed jakimś mężczyzną. Mężczyzna chciał porwać chłopca, nie chodziło mu o mnie. Znaleźliśmy się w jakichś piwnicach, ściany jakby wapnowane, ale nie białe, raczej żółtawe. Wąskie korytarze, długie schody w dół. Zdaje się, że tam chłopiec był przechwycony przez tego faceta, ale udało mi się jakoś go przechytrzyć i odbiłam chłopca. Wydostaliśmy się na zewnątrz. Uciekłam do pomieszczenia, gdzie byli znajomi mi ludzie (tak jakby moi współpracownicy – tak to odbierałam we śnie. Poprosiłam by pomogli mi ukryć gdzieś chłopca. Otworzyliśmy górne wieko pralki, chłopiec zmieścił się tam.
Mężczyzna nas znalazł, niestety nie dawał za wygraną. Miałam przy sobie mały nożyk kuchenny. Zaczęłam go nim dźgać. Wiedziałam, że muszę go zabić, bo inaczej skrzywdzi chłopca. Rany zadane nożykiem były płytkie, więc raniłam go zapamiętale. Zadawane rany raczej nie były w głąb, kroiłam go. Dobrze pamiętam uczucie, gdy nóż przerzynał skórę. Mężczyzna krwawił, poderżnęłam mu gardło, ale dalej nie umierał.
Nagle zaczął się z niego wydobywać dym, a ja zaczęłam odprawiać jakby egzorcyzm. Wiedziałam, że to jakaś zła siła. Mówiłam coś w stylu „Bądź błogosławiony, Danielu. Niech Cię wybawi Jezus Chrystus”. Tu sen się skończył.

Gangi, robaki i Królewna Śnieżka - 1 stycznia 2018.

Znajduję się w niewielkiej sali, w której spotkały się dwie rywalizujące grupy, jakby gangi, w większości czarnoskórzy mężczyźni. Rywalizacja polega na tym, że grupa wystawia kolejno po jednym przedstawicielu grupy. Mężczyźni mają się bić, ale jeżeli długo żaden nie wygrywa, albo mężczyźni nie są w stanie kontynuować o zwyciestwie decyduje głosowanie – najpierw głosuje jedna grupa przez podniesienie ręki, potem druga. Osoba, która zebrała więcej głosów wygrywa. Wynik nie jest oczywisty, bo czasem osoba z przeciwnej grupy zyskuje „szacun” dzięki swojej waleczności i zdobywa część głosów. Głosowania są bardzo emocjonujące – wszyscy z ogromnym zaangażowaniem podnoszą ręcę, ja jestem częścią jednej grupy, bo też głosuję.
Rogrywki trwają, ja siadam pod ścianą. Ktoś wręcza mi bardzo stare listy. Jestem zawiedziona, że zasługuje tylko na jakieś stare listy. Otwieram je kolejno. Wypadają z nich kolekcjonowane przez nadawcę zasuszone robaki. Jest też jeden album, do którego te robaki są przyczepione drucikami. Okazuje się, że to bardzo stare, prehistoryczne okazy, a co najlepsze – one się ruszają, żyją!
Najlepszy jest fragment, gdy pomiędzy tymi walczącymi grupami biega sobie Królewna Śnieżka! Ma jakieś 10-15 cm wzrostu. Zdaje się, że wypadła z któregoś z tych listów.

Brat: telefon w bicepsie, prezenty od dziadka, zarzygane dziecko - 31 grudnia 2017.

Tej nocy miałam sen, który bardzo dobrze zapamiętałam. Już dawno nie zapamiętałam tylu szczegółów.

1) Rzecz dzieje się w pokoju mojego zmarłego Brata. W tym pokoju, w którym tej nocy, wyjątkowo spałam.Do pokoju wchodzi Brat. W pokoju jest jeszcze mama i babcia. Wchodzi jakby nigdy nic. Jakby wypadku nie było. Pokazuje rękę, powyżej bicepsa miał nacięcie przez które jakimś cudem włożył sobie telefon komórkowy, który opadł na wysokość łokcia i prześwitywał przez skórę. Czarek i reszta zachowują się jakby nigdy nic, a ja wpatruję się w Czarka jak w święty obraz, dotykam go – sprawdzam czy naprawdę tu jest. W końcu przytomnieję trochę, mama i babcia „napadają” na Brata, że zrobił sobie coś takiego z ręką, ja próbuję Go bronić, a On irytuje się i mówi coś w stylu „Monika, przestań w końcu mnie bronić!”. Stwierdzam, że trzeba jechać z tą ręką do szpitala i myślę sobie, że może wizja tego wypadku i to całe dziwne wrażenie przeżycia miesięcy w żałobie było jakimś przeczuciem – że może umrze teraz, przez ten telefon.

2) Schodzę do swojego mieszkania (mieszkam piętro niżej). Nie wchodzę jednak do mieszkania, wychodzę na podwórko. Jestem szczęśliwa, że Czarek jest z nami, zachwycam się świeżym powietrzem. Spadło trochę śniegu. Patrzę w górę i widzę dwa ogromne latające pojazdy – gabarytowo i wizualnie podobne do czołgów. Widzę też mężczyznę, który ma przytwierdzone do nóg coś jak drony, ląduje na moim podwórku. Podchodzę więc i pytam skąd tu się wziął. Mówi, że z Poznania i że leciał dwie godziny. Potem unosi się w górę i podlatuje do mnie, trąca mnie, a ja mówię mu, żeby nie podlatywał tak blisko, bo narusza moją przestrzeń osobistą. W końcu facet usiłuje mnie porwać. Chwyta mnie i unosi wysoko w górę, na wysokość dachu mojego domu, udaje mi się uszkodzić te drony i opadamy w dół. Biegnę do rodziny i opowiadam im o wszystkim, chcę żeby wezwali policję, ale nikogo nie obchodzi co mi się przydarzyło.

3) Jesteśmy z rodziną w mieszkaniu, w którym kiedyś mieszkała ciocia. W tym śnie ciocia zajmuje jeden pokój, a wujek z którym się rozwiodła resztę mieszkania. Wystrój pokoju jest biało – fioletowy, świąteczny. Jest duży materac wypełniony wodą. Siadamy do stołu. Mam ochotę opowiedzieć wszystkim o zdarzeniu z Czarkiem i o tym dronie, ale jakoś nikt nie chce słuchać. Zauważam, że kuzynka ma na plecach przepiękny kolorowy tatuaż – pawie pióra w intensywnych kolorach, z przewagą żółtego. Przypominam sobie, że przecież tatuaże na plecach robiłyśmy sobie razem, w jednym dniu. Tak naprawdę tatuaże zrobiłyśmy z mamą w miesiąc po śmierci Czarka. To jest dla mnie też znak, że żałobę sobie tylko uroiłam. Do cioci przychodzą koleżanki, więc my zamierzamy wyjść.

4) Z pokoju obok wychyla się dziadek. Dziadek nie żyje od 7 lat. Ma dla nas pięknie zapakowane (fioletowy papier) prezenty, ogromnych rozmiarów. Pokój jest cały biały. Babcia usiłuje wytaszczyć duże piętrowe, białe łóżko, które też dostała w prezencie, ale nie było zapakowane. Tak naprawdę dziadek chyba przez całe swoje życie nie zrobił nikomu prezentu. W tym całym ferworze zauważam leżące na brzegu jakiegoś łóżka dziecko – leży jak lalka. Biorę je na ręce, jest całe brzydko mówiąc 'zarzygane". Okropnie mnie obrzydza i wydaje mi się brzydkie, więc trzymam je jak najdalej od siebie i idę poszukać matki.

5) Gdy wychodzę z dzieckiem, to już nie jest mieszkanie cioci, a szpital. Szukam matki tego dziecka i w jednym z pokojów znajduję kobietę, która też jest cała „zarzygana”. Z ulgą oddaję jej dziecko. Czuję, że jeszcze chwila i z tego obrzydzenia sama zwymiotuję. Chcę wrócić do bliskich, ale gubię się w tym szpitalu. Błądzę po pokojach. Trafiam na oddział onkologiczny, gdzie ludzie leżą na łóżkach, które jeżdżą sobie swobodnie po dużych salach i korytarzach. Ludzie chyba śpią. Trzeba uważać, żeby nie zostać potrąconym.

Zaklęcie ochronne - 26 grudnia 2017.

Narysowałam na pościeli  dwa prostokąty - jeden wpisany w drugi (z zaokrąglonymi rogami) jako symbol będący elementem, zaklęcia ochronnego, które w swojej treści zawierało słowa "wodą i ogniem". Całe zaklęcie napisałam powyżej symbolu, miało 5-6 wersów. Pisałam pięknym charakterem pisma.

W dalszej części snu pojawił się motyw włosów. Psy, które były opętane przez szatana zjadały ludzkie włosy. Ja przypomniałam sobie, że włosami (4-5 cm odcinki włosów) posypałam też pościel z zaklęciem.

We śnie była też koleżanka, która zachowywała się bardzo dziwnie. Przerażała mnie, bo momentami zachowywała się jak nawiedzona, ale wiedziałam, że ma jakąś chorobę psychiczną. To ona instruowała mnie jak napisać to zaklęcie.

Ze snu obudziłam się o 2.50 akurat gdy dogasała świeczka, którą zawsze zapalam przed snem dla zmarłego Brata. Byłam okropnie przestraszona i pełna obaw czy czasem nie przywlokłam czegoś ze sobą z cmentarza, bo tej nocy (22:00-23:00) byłam sama jak nigdy na cmentarzu i cóż... rozpaczałam.

Krowa - 14 grudnia 2017.

Jak zinterpretujecie sen o krowie? Z wyglądu raczej normalna, choć bardziej biała niż czarna. Rozwścieczona i bardzo niebezpieczna. Żeby się uchronić przed jej atakiem wskakiwałam na wysokie płoty i różnego rodzaju ogrodzenia, a było ich wszędzie pełno. Właściwie całe otoczenie to były jakby ogródki, grodzone podwórka. Były tez ogrodzenia ze zwykłej siatki, ale na te nie wchodziłam, bo były zbyt łatwe do staranowania. Były też budynki, do których prowadziły dość wysokie schody. Krowa by szybko nie wbiegła, ale drzwi do tych budynków były pozamykane. Wszystkie drzwi były brązowe, drewniane. Żadne ogrodzenie nie było bezpieczne na dłużej. Krowa je atakowała.

Pamiętam jeszcze jeden bogato obrodzony ogródek. Dostałam jakieś warzywa (a nie był to pierwszy raz gdy je od kogoś dostałam) i byłam z siebie dumna, że jestem taka zaradna, tyle dobra zorganizowałam.

Rada, brama do Zaświatów - 10 grudnia 2017.

Cmentarz w mojej miejscowości. Wygląda inaczej. Nagrobki są bardzo stare. Opisane jakimś pradawnym językiem.

Mój ojczym znajduje grób swojej prababki. Też opisany dziwnymi literami.

Ja znajduję grób znajomej. (W rzeczywistości żyje i ma się dobrze, spodziewa się dziecka, nie znamy się za dobrze). Jestem zasmucona tym, że nie żyje i dziwię się dlaczego napisali jej panieńskie nazwisko. Kucam przy jej grobie i piszę do niej list - o tym jak mi przykro, że to ją spotkało i proszę ją by tam odnalazła mojego zmarłego Brata.

Na obrzeżu cmentarza spostrzegam rzeźby ludzi, bardzo duże, dostojne. Mówie mamie, że to prawdopodobnie członkowie Wielkiej Rady. Nagle jedna z postaci, kobieta przemawia do mnie potwierdzając, że mam rację.

Członkowie rady strzegą portalu - brama do świata umarłych. Wiem, że nie powinnam się tam zbliżać, ale robię to. Gdy podchodzę blisko portal uaktywnia się (staje się realny jak postać, która przemówiła), odczuwam silne wibracje - silnie mną trzęsie, brama też wprawiona jest w drgania. Czuję, że za chwilę przejdę. Od tej chwili nie pamiętam nic, ale to nie był moment przebudzenia.

Brat: wypadek żart + urodziny - 3 grudnia 2017.

2 kolejne noce i dwa sny o zmarłym Bracie. Dawno mi się nie śnił...

1) Idziemy gdzieś z mamą, mama była po jakimś sporze z Czarkiem. Czarek mija nas samochodem wchodząc w zakręt z piskiem opon. W samochodzie są jego koledzy. Jestem zła. Mówię do mamy, że nie powinien nam tego robić wiedząc co się stało (zmarł w wypadku). Nagle słyszymy, że samochód w coś uderzył. Biegniemy wiedząc co zastaniemy na miejscu. Przeraźliwie krzyczę - nie płaczę, to rozpaczliwy ryk, zawodzenie. Nogi mi się uginają. Mama zwraca się do mnie wręcz nienawistnie "Przestań! Co Ty mi robisz?!". Dobiegamy na miejsce. To plaża nad wodą. Widzę Czarka z głową opartą na kierownicy i wyobrażam sobie, że jest tam krew. Brat jednak podnosi głowę, wszystko okazuje się żartem. Ja wchodzę do wody i poruszając się w niej bezładnie wykrzykuję mu, że nie powinien tak postępować wiedząc co przeżyłyśmy. Potem jesteśmy w domu z jego kolegami. Zastanawiam się dlaczego tamtem wypadek miał miejsce i Czarek zginął (jednocześnie Czarek jest obok). Myślę sobie, że to mialo mnie przed czymś uchronić (np od spróbowania narkotyków i w następstwie uzależnienia się). Potem stoję przy półce z książkami (segment taki jak miałam w dzieciństwie). Przeglądam Czarka podręczniki, potem natrafiam na swoje i zastanawiam się nad swoim planem lekcji i chyba tym, że nie jestem odpowiednio przygotowana.

2) Są moje urodziny. Do domu przychodzi dużo ludzi. Zdaję sobie sprawę, że chyba kupiłam za mało ciasta. Wywołuję Czarka z pokoju, żeby wysłać go do sklepu, ale zauważam, że mam jeszcze ciasto w lodówce. Czarek pomaga mi kroić, ale nie bardzo mu to wychodzi (ciasto rozpada się), więc oddaje mi nóż, ja się uśmiecham, wiem, że wcale go lepiej nie pokroję - co z resztą mu pokazuję. Uśmiechamy się do siebie. W drugiej części snu już nie ma Czarka. Ja, rodzina i ci goście jesteśmy w parku na rzeką, pijemy szampana i goście od razu sobie idą. Jest mi przykro, że nie chcieli spędzić ze mną trochę czasu, ale dociera do mnie, że przecież to tak naprawdę przyjaciele Czarka, a on żyje... O czym mieliby ze mną rozmawiać? Zostawiłam rodzinę i udałam się w stronę domu. Po drodze zaszłam do sklepu, gdzie spotkałam dwóch kolegów, którzy przewrócili niechcący regał z makaronem, który się porozsypywał. Miałam ogromną ochotę na słodycze.

Reprezentacja - 30 października 2017.

Miałam fajny sen i zapamiętałam dużo szczegółów dlatego postanowiłam go opisać i zapytać co sądzicie:)

Sen zaczął się tak, że oglądałam tv. Leciał program, w którym nasi piłkarze uczestniczyli w jakichś zawodach, dobrze się bawili. Wywiadu udzielała dziewczyna, z którą kiedyś się przyjaźniłam. Była żoną Pazdana. Opowiadała w euforii, że jest szczęśliwa, że mimo, ze trwa to już dłuższy czas, to wciąż nie wierzy w to co się dzieje.

Pomyślałam sobie, że fajnie ma i też tak bym chciała. Jest żoną Pazdana! W tym momencie jakby znalazłam się po drugiej stronie telewizora, ale jeszcze nie z piłkarzami. Najpierw widziałam wielkie pole, ale nic na nim nie rosło. Jak okiem sięgnąć ziemia, gdzieniegdzie drzewa. Szaruga, białe opary unoszące się z ziemi. Ja siedziałam na drewnianym krześle, owinięta jakimś kocem. Na drugim siedziała moja babcia. Zastanawiałam się czy iść do tych piłkarzy skoro tak rano muszę wstać do pracy.

Teraz jestem już z piłkarzami. Tu jest zielono i słonecznie, wesoło. Jesteśmy dobrani w trójki. Ja, Lewandowski i jeszcze ktoś. Bierzemy udział w konkurencji polegającej na wypiciu ze średniej wielkości misy, jakiegoś płynu. Możemy dotykać misy tylko ustami. To całkiem zabawne. We troje unosimy tą misę do góry zębami i usiłujemy jakoś z tego pić. Trzy razy pod rząd moja ekipa wygrywa dzięki mnie. Jestem z siebie dumna.
Wiem, że próbuje się mnie zeswatać z Lewandowskim, ale myślę sobie, ze nie jest zbyt zainteresowany moją osobą i nie mam zamiaru się narzucać. Oddalam się z zamiarem powrotu do domu, przecież rano muszę wstać. Teraz wygląda to tak jakby te konkursy rozgrywały się na moim podwórku. Gdy przechodzę obok samochodu Lewandowskiego, Robert podchodzi do mnie i z uśmiechem pyta czy gdzieś pojedziemy. Byłabym głupia gdybym odmówiła. Niepewnie ale wsiadłam do jego czerwonego, ekskluzywnego lamborgini.

Robert chyba zauważył moją ekscytację samochodem (choć czułam się bardzo niepewna siebie, nic nie mówiłam) i z lekka pysznym uśmiechem mówi „posłuchaj jak teraz zawarczy” (czy coś takiego). Ja nadstawiam ucho, ale samochód chodzi cichutko. Robert ma ubaw. Zapytał gdzie możemy pojechać. Powiedziałam, że moglibyśmy pojechać nad jezioro, ale jego samochód ma zbyt niskie podwozie i w ogóle szkoda tego auta na nasze mazurskie drogi. Wciąż nie mam przekonania czy jestem w jakiś sposób dla niego interesująca.

Teraz już znajdujemy się na posesji Roberta. Teraz czuję się speszona i zawstydzona. Uświadamiam sobie, że przecież on ma żonę!! Wiem, że im się nie układa, ale jednak. Robert jest teraz dziwnie wesoły. Pokazuje mi jakieś śmieszne, brązowe skarpetki. Rozmawiam z jakimś jego wujkiem, który jest dla mnie miły.

Potem Robert znika mi z oczu, a ja znajduję się w jakimś pokoju (na terenie posesji Roberta) z koleżanką z pracy i z jeszcze jedną osobą. Jest mi naprawdę głupio przed ta koleżanką, że „wożę się” z Robertem. Koleżanka ma przed sobą ładną, niebieską dekoracyjna kartkę z naklejkami 3d (biała chmurka i coś jeszcze). Zapisuje na niej nasz plan lekcji, a ja uświadamiam sobie, że przecież tak rano muszę wstać i nawet się nic nie pouczyłam.

Ciąże mamy - 11 października 2017.

 Ostatnio często śnię, że moja mama jest w ciąży - w trzecim lub szóstym miesiącu. Inny wariant jest taki, że dziecko jest już na świecie - moja kilkuletnia siostrzyczka, mała blondyneczka. Nigdy sen nie jest skupiony bezpośrednio na tym motywie, często przebija się on na tle różnych, często nieprzyjemnych sytuacji, ale to zawsze jest element budzący pozytywne odczucia. Zawsze we śnie mam świadomość istnienia Czarka (Brata, który nie żyje) - czasem mylę się i zwracam się do siostry Jego imieniem, albo wspominam, że podobnie bawiłam się z Czarkiem, lub też Czarek jest obecny, ale wiem, że za chwile musi odejść.

Brat: prostowanie włosów - 29 września 2017.

Prostowałam włosy. Były bardzo długie - za pas. Najpierw miałam zamiar zrobić loki prostownicą, ale gdy zobaczyłam jakie robią się ładne i błyszczące stwierdziłam, że lepiej będzie gdy je wyprostuję, co zaczęłam robić. Nagle przyszedł mój nieżyjący Brat i zapytał czy może mi pomóc. Zrobiło mi się bardzo miło, ale powiedziałam, ze lepiej nie, bo się poparzy. Nagle włosy zamiast się prostować zaczęły się brzydko skręcać i puszyć. Każdy kosmyk musiałam kilka razy poprawiać, żeby wyszło dobrze. Brat był cały czas obok. Rozmawialiśmy.

Przekaz - 20 września 2017.

"Bo kochać świat to poznawać ludzi i odkrywać jego tajemnice".

Tylko to zdanie zapamiętałam ze snu, też świadomość, że mam je zapamiętać i obraz krótko ściętej kobiety odjeżdżającej szybkim, dobrym samochodem. Wiem, że przekazała mi to zdanie telepatycznie już odjeżdżając.

Przed snem słuchałam muzyki wspomagającej otwarcie trzeciego oka. Prosiłam też Przewodników, by zabrali ode mnie wypełniające mnie złe, roszczeniowe, pełne żalu emocje biorące się z niespełnionych oczekiwań względem świata i ludzi. Dodałam też, że mogliby/mógłby mi się w końcu przedstawić, bo nawet nie wiem jak i w jakiej liczbie powinnam się do nich/do niego zwracać.

Kangury - sen przed śmiercią wujka Waldka - 29 sierpnia 2017.

Udaje mi się zasnąć. Śni mi się, że idę do GOKu z dawnym kolegą szkolnym pograć w jakieś gry. Gdy wchodzę atakują mnie kangury - wyższe ode mnie, otyłe, napierają na mnie, osaczają mnie, skaczą. Udaje mi się wybiec, one zamieniają się w ludzi - ok 130 cm wzrostu. Gonią mnie, na końcu zostaje jeden. Uciekam tą samą drogą, którą uciekałam w jednym z poprzednich snów (tym, w którym chłopak pobiegł w drugą stronę) - wzdłuż rzeczki. Dobiegam do domu. Mały człowiek gonił mnie do samego końca. Budzi mnie budzik. Znów jestem przerażona.

Opowiedziałam ten sen mamie i okazało się, że Ona miała podobny - ją przyciskał do ziemi otyły, zły pies - nie mogła się ruszyć. Sen mógł być paraliżem przysennym, ponieważ była świadoma, że leży w łóżku. Kilka dni potem okazało się, że w wieczór poprzedzający te sny zginął śmiercią samobójczą mój wujek.

Szatan - 29 sierpnia 2017.

Oglądamy z mamą i babcią zdjęcia na telefonie. Spostrzegam, że na każdym ze zdjęć jest mnie dwie - żadna z nich nie wygląda jak ja aktualnie, obydwie różnią się, ale to ja z różnych okresów.

Nagle jedna ja podchodzę do drugiej i... ciężko to opisać. Wyglądam jak z horroru, otwarte szeroko usta w szatańskim wrzasku, język i wszystko w środku czarne, czarne oczy.

I teraz ta "ja" która oglądam zdjęcia zdaję sobie sprawę, że jestem opętana przez samego szatana. Słyszę głosy. Boję się. Mama zaczyna odprawiać nade mną jakiś egzorcyzm. Zjawia się mały, żółty motyl. Nie wiem czy jest dobry czy zły. Wlatuje mi do ucha, czuję to wyraźnie. Zaczyna mówić złe rzeczy. Wyjmuję go i w tej chwili drzwiami wchodzi diabeł wcielony.

Wygląda jak obdarciuch - brudny, śmierdzący, nieogolony, ok 55 lat, siwy. Wiem, że to diabeł i krzyczę by opuścił mnie, moją rodzinę i mój dom. On nie reaguje, śmieje się, jest cyniczny, zły do szpiku, zbliża się tak, że jego brudne ubranie wchodzi mi do ust.

Pytam czy coś mogę dla niego zrobić. Mówi, że mam mu (im) załatwić jakieś wyjścia. Jakby był z towarzyszami więziony, a ja po śmierci miała jakiś wpływ na tą sytuację. Zgadzam się, ale równocześnie czymś mnie doprowadził do furii. Wstaję i całą swoją mocą wypędzam go, wizualizuję białe promyki energii wydobywające się z okolic klatki piersiowej, one go wypychają. Ja wiem, że to tylko tymczasowe.

Gdy jest za drzwiami zamienia się w małą, białą piłkę. Biorę ją w rękę i całą siłą wyrzucam za okno. Piłka upada na środku podwórka, wiem, że to nieostateczne starcie.

Budzę się i wiem, że muszę odmówić modlitwę do Archanioła Michała. Nigdy nie umiałam jej na pamięć, ale udaje mi się. Potem jeszcze odpalam ją w google dla pewności, zapalam świeczkę i recytuję, wyobrażam sobie miecz odcinający nici zła.

Śmiech we śnie - 18 sierpnia 2017.

Witam! Przyjaciele, co sądzicie o snach, w których budzicie się ze śmiechu? Miewacie takie? Ja trzy razy zostałam we śnie tak rozśmieszona, że bolała mnie przepona i aż nie mogłam oddychać, wtedy się budziłam.

Pierwszy raz zdarzyło się to po śmierci Brata, jeszcze przed pogrzebem. On mnie tak rozśmieszył. To był w ogóle bardzo symboliczny sen - poczekalnia, obecność przewodnika.

Drugiego snu już nie pamiętam. A wczoraj śniło mi się spotkanie z dawnymi przyjaciółmi, których przekreśliłam po tym jak zostawili mnie samą w tym całym dramacie. Też tak strasznie mnie rozśmieszyli. Pamiętam ostatnie słowa, które udało mi się z siebie wydusić zanim omal się nie udusiłam: "i obiecuję więcej nie gwizdać na ciebie nosem". 😂

Ciekawa jestem ilu z Was jest zwolennikami teorii, że takie sny są zsyłane przez Przyjaciół z zaświatów a ilu sądzi, że to reakcja organizmu na permanentny stres, rozładowanie napięcia. Tak jak też sny "dla dorosłych". Może macie jakieś inne teorie albo potraficie je połączyć?

Lew -11 sierpnia 2017.

Sen o lwie. Był w moim domu, w klatce. Ludzie się Go bali, jak to lwa. Nie podchodzili blisko. Ja czułam przed nim respekt, wiedziałam, że mógłby zrobić mi krzywdę, ale wiedziałam, że tego nie zrobi. Wołałam go po imieniu. Otwierałam klatkę, coś mu podawałam. Lew zachowywał się w stosunku do mnie jak oswojony, jak moje zwierzę. Miał spojrzenie mojego psa - pełne uczucia. Przeszła mi przez głowę myśl, że mogłabym wyjść sobie z nim na spacer na smyczy, a ludzie byliby pod wrażeniem, że "taka ja" idę sobie z lwem. :) Nie zrobiłam tego, bo wiedziałam, że ludzie będą mówić, że robię to tylko "dla szpanu".

Brat: gnijąca twarz, palec w oku - 6 sierpnia 2017

Sen jest długi i drastyczny... Będę bardzo wdzięczna za każdą pomoc.
Cmentarz. Stoję nad grobem Czarka, mojego Brata. Sąsiadka podziwia jak pięknie urządziłyśmy mu z mamą grób. Widzę go we śnie takim jakim jest - zadbany, białe doniczki z białymi kwiatami.
Nagle nad grobem znajduje się dużo ludzi, w tym moi znajomi z pracy. Kawałek dalej kobieta, która niedawno straciła syna strasznie lamentuje (faktycznie umarł ostatnio kilka lat starszy od mojego Brata chłopak). Odchodzę gdzieś, a nad grobem tego chłopaka zostaje dużo osób, palą ognisko. Za Jego matką, która wraca do domu idzie dwóch mężczyzn, których obecności nie chce.
Wracam do mojego Brata. Patrzę, że wiązanki na grobie są porozrzucane. Układam je ładnie, a ludzie mi pomagają (zastanawiam się jakim cudem nie widzieli kto to zrobił). Gdy już poukładaliśmy przypominam sobie, że Czarek miał przecież pomnik i doniczki a nie wiązanki. Przekładam na nowo.
Znów odchodzę i wracam. Grób Brata jest rozkopany. Widać trumnę. Wołam mamę. Mama zaczyna gorączkowo jeszcze bardziej rozkopywać trumnę. Chce ją otworzyć. Krzyczę by tego nie robiła, ale ona robi to jak w amoku.
Otworzyła trumnę. Nie zważając na ciało Brata, szuka czegoś. Czarek leży w garniturze, tak jak Go zapamiętam. Nagle Jego ciało jakby sieda albo nawet unosi się w pionie. Zdążyłam podtrzymać Go dłonią za twarz by nie przewrócił się na nią. Krzyczę do ludzi by wzywali księdza. Krzyczę na mamę by przestała. Prawdziwa panika i przerażenie.
Czuję, że twarz Brata jest w stanie rozkładu. Jeszcze chwila i ją uszkodzę (używam siły do podtrzymywania Go). Czuję Jego przesuniętą czaszkę (Faktycznie miał). I staje się najgorsze - mój palec przebija twarz, oko albo trochę wyżej. Bardzo dobrze pamiętam to uczucie przebijania. Z twarzy wydostaje się czarno-zielona gęsta ciecz. Zalewa moją rękę i Jego twarz. Panika przybiera na sile a mama nie przestaje. Nie mam siły - puszczam Go a on upada na twarz zapewne rozbijając ją.
Przybywa ksiądz i reszta rodziny, ale mnie już to nie obchodzi. Jestem w szoku. Kładę się to na ziemi, to na pomnikach i krzyczę głośno. Mam mokrą rękę, ale nie śmierdzi.
Jest jakby trochę później, pare dni. Mama nie może zrozumiec mojego zachowania i złości na nią. Mówi, że w tej chwili "skarby" były najważniejsze. I teraz zmienia się perspektywa oglądu sytuacji. Staję się obserwatorem i obserwuję się jako małego chłopca (z przeżyciami opisanymi wyżej) . Wiem, że chłopiec ucieknie z domu, będzie poszukiwany i wydaje mi się, że Go odnajdą. Widzę jak chlopiec wbiega do wody - chyba jeziora, ale ucieka przed wzburzonymy falami. Przypomina mi się, że popełni on samobójstwo.
Końcowa scena. Chłopiec wbiega na wysoką skarpę. Chwyta się liny i zwisa w akrobatycznej pozycji nad morzem lub oceanem. Teraz powinien skoczyć, ale ja widzę tylko jak zastyga nad tą skarpą i czuje prawdziwy zachwyt nad tym co widzi.
Budzę się. Nigdy nie miałam tak okropnego snu choć koszmary się zdarzały. Już nie zasnę. A podczas popołudniowej drzemki, parę godzin wcześniej śnił mi się pięknie - przytulił mnie i napełnił spokojem. Nic nie rozumiem.

Spotkanie przy stole, zapłata i pistacje - 30 lipca 2017.

No dobra. Dziś coś mniej ambitnego. Tak mi się wydaje. Od kilku dni śnią mi się spotkania rodzinne przy stole. Dużo osób, dużo jedzenia, picia. Raczej wesoło, ale nie brak drobnych sprzeczek. Czyli normalnie.

Dziś przy stole pojawił się obcy człowiek. Starszy mężczyzna. Płacił drobnym pięniążkiem za każdą uprzejmość (typu podanie talerza). Zrobiło na mnie wrażenie, że nie chce nic za darmo i zawsze jest przygotowany.

Jedna z mniej przyjemnych sytuacji przy stole: kuzynowi zachciało się pistacji. Obruszyłam się w myślach, że takie kosztowne zachcianki ma. Wymyślilam, że pójdziemy na spacer (to niech sobie sam kupi! :) ). Poszliśmy całą rodziną. Kupiliśmy w kiosku sok porzeczkowy. Sprzedawczyni nalewała w przybrudzone plastikowe kubki i w butelkę. Wracając ja niosłam porcję w szklance, zagadałam się i część upiłam. Było mi trochę głupio, że piłam z tej szklanki, która wcale nie była dla mnie.

Te sny są uporczywe. Budzę się w nocy i gdy znów zasypiam śni mi się dalsza część, np. drugi dzień po imprezie.

Dziadek + pożar u sąsiadów - 24 lipca 2017.

Sen 1. Śni mi się, że przebudzam się w nocy i słyszę jakieś dźwięki w przedpokoju. Pomyślałam, że to dziadek sprawdza czy na pewno zamknęłam drzwi po powrocie do domu. Skrzywiłam się na tą myśl, bo nie byłam pewna czy faktycznie to zrobiłam. Za chwilę przyszedł dziadek i powiedział: „Franek nie żyje”. Chodziło o 80-letniego sąsiada z naprzeciwka. Imię zmieniłam. Pomyślałam z żalem o Jego żonie, bo „jak ona biedna sobie bez niego poradzi”?
Dziadek w rzeczywistości nie żyje od 7 lat.

Sen 2. Razem z jakimś chłopakiem podszywamy się pod sprzedawców w sklepie – to jakby służbowa przykrywka, jesteśmy detektywami, lub coś w tym rodzaju. Kończymy pracę, idziemy ulicą i na naszych oczach rozbija się bordowa vectra. To jacyś przestępcy. Rozpoznają nas i musimy uciekać.
Wszystko dzieje się w mojej miejscowości, znam okolicę, więc prowadzę chłopaka znanymi mi skrótami. W pewnym momencie chłopak pobiegł w drugą stronę, a ja do domu. Kątem oka zauważyłam, że z domu sąsiadów wydobywa się gęsty, czarny dym. Wmawiałam sobie, że to z komina, ale podejrzewałam, że stało się coś złego. Bałam się wyjść, bo tam czyhali Ci ludzie. Gdy do pokoju weszła babcia i powiedziała, że coś dzieje się u sąsiadów, próbowałam powstrzymać ją przed wyjściem mówiąc, że na zewnątrz jest zły pies. Niestety musiałam z nią wyjść. Faktycznie dom sąsiadów był spalony wraz z nimi.
Na domiar złego na moim podwórku zaparkowali Ci źli ludzie. Jeden wyszedł z auta z łomem i zamachną się na nas, ale otuliłam babcię, objęłam jej głowę dłonią i kazałam jej iść do domu. Nie uderzył nas. Pozwoliłby jej odejść gdybym głupia nie dodała – „zadzwoń po straż, karetkę i policję”. Wtedy chłopak zamachną się ponownie, a ja ze strachu się obudziłam.

Brat: Kiosk - 15 lipca 2017.

Śniło mi się, że mój Brat ukazywał mi się gdy byłam sama. Rozmawiał ze mną, mogłam Go dotykać, spędzaliśmy fajnie czas. Pomyślałam, że jest kochany, że nie pozwala bym zostawała sama. Ukazywał się jako 10-11latek.

Spędzałam kilka dni w Warszawie. Znalazłam się w kiosku, w którym pracowała moja koleżanka z dawnych lat. Była z córką. (W realu - nie ma takiego kiosku, koleżanka nie mieszka w stolicy, a jej córka jest dużo młodsza.)

Chwilowo byłam sama i rozmawiałam z Bratem. Pomyślałam sobie : "Nie dość, że Go słyszę i widzę to jeszcze dotykam... Takie rzeczy się nie zdarzają, jestem naprawdę chora... nie chcę się leczyć, nie chcę by znikł". Potem weszła koleżanka, zaczęłam płakać, a ona zaczęła krzyczeć potrząsając mną: "Monika, musisz pozwolić mu przejść na drugą stronę!". Odpowiedziałam: "To nie tatuś zginął tylko mój Braciszek, mój Mały Braciszek!!" Ona wydawała się być skonsternowana. Ja wpadłam w spazmatyczny płacz. W rzeczywistości jak wiecie Mój Brat zginął rok temu w wypadku mając 18 lat. Natomiast mój tatuś (w zasadzie to tata mojego Brata) jest teraz w szpitalu i Jego stan wydaje się poważny. To nawiązanie do taty mnie martwi.

Dodatkowo - w kiosku było ciasno, były stare, wypłowiałe ubrania, przychodzili jacyś ludzie. Zorientowałam się, ze spędziłam tam za dużo czasu, bo zadeklarowałam odbyć praktyki w zupełnie innym miejscu. Był piątek 21-ego, a w pn miałam już być w swoim miejscu pracy.

Brat: Skażenie, czarne konie - lipiec 2017.

Jestem w szkole. Trwają jakieś konkursy, występy. Szukam łazienki, błądzę. Zarządzono natychmiastową ewakuację ze względu na skażenie. Nie powinno mnie tu być.

Jest niemożliwy ścisk, a ja muszę znaleźć Brata. Udaje mi się, klęczy osłabiony przed wyjściem na zewnątrz. Obok Jego kolega, widzi co się dzieje, stoi nad nim i prawie płacze, nie wie co robić. Krzyczę na Niego, żeby oddał Czarkowi swoją tabletkę. Ja takiej nie miałam, jako jedyna. Waha się, ale wydzieram się, żeby ją dał i uciekał szybko, to nic mu nie będzie, bo on jak ja jeszcze czuje się ok. Skłamałam. Ja już czułam się źle. Metaliczny posmak w ustach.

Podałam Czarkowi tabletkę i wyszliśmy. Brat poczuł się lepiej. Dopiero teraz zaczęłam krzyczeć, żeby ktoś z ludzi którzy wyszli najszybciej oddał mi swoją tabletkę, bo oni jej nie potrzebowali. Dostałam ją. Miała kwaśny smak. Miałam wyrzuty sumienia, że naraziłam kolegę Czarka, ale zrobilam to by Go ratować. Nie sądziłam, że jestem do tego zdolna.

Musieliśmy dostać się na lotnisko. Biegliśmy przez miasto co sił w nogach. Gdy zaczeliśmy biec zaczęły gonić nas czarne konie. Piękne, błyszczące, szczupłe. Usiłowaliśmy zmienić drogę, żeby je zgubić, bo inaczej staranowałyby nas. Początkowo nie udawało się, a potem zmyliły się i rozwścieczyły.

Ja zorientowałam się, że nie wiem któredy teraz na to lotnisko, ale zauważyłam, że Czarek wie, biegłam za nim i też przypomniałam sobie drogę. Niestety nie zdążyliśmy na samolot i obudziłam się. Znów zdyszana. Bałam się, że jak poruszę nogami, to będą boleć.

Moje bliźniaczki - 4 lipca 2017.

Urodziłam bliźniaki - dwie córeczki.
Myśl, która przeszła mi przez głowę - zawsze chciałam mieć synka, miał być Wojtuś. Czy wobec tego będę umiała je pokochać? Spojrzałam na nie i poczułam nagły przypływ ciepłych uczuć.

Myślę dalej. Miał być Wojtuś, nigdy nie myślałam o imionach dla dziewczynek. Decyduję się na Anię i Kasię i dziwię się sobie, że wybrałam tak popularne imiona.

Chcę je nakarmić, ale straszną trudność sprawia mi przystawienie ich do piersi. To najdłuższa i najważniejsza część snu. Nie bardzo umiem odpowiednio ułożyć dziewczynki, sama nie wiem jak najlepiej się ułożyć. Gdy udaje mi się z jedną, co jest naprawdę piękne, nie do opisania wręcz, zastanawiam się jak robią kobiety, że karmią na raz dwójkę. Dalej próbuję, ale to już jest zbyt trudne.

Potem, mam wrażenie że po serii innych snów, śni mi się, że oglądam zdjęcia. Na jednym są moje dwie dziewczynki w wieku dwóch lat. Myślę o nich z czułością "Moje dwulatki". :)