piątek, 27 stycznia 2017
Światy równoległe - 27 stycznia
Przed snem słuchałam dźwięków hemi sync.
Śniły mi się, światy alternatywne.
W pierwszym byłam członkiem jakiejś grupy, ktoś zmarł i usiłowaliśmy zmienić rzeczywistość by zmienić tą sytuację. W międzyczasie zawiązały się między nami sympatie i miłości.
Głośny dźwięk i nagle znajduję się w innej rzeczywistości, ale posuniętej latami do przodu. Jestem tylko obserwatorem. Bohaterowie z poprzedniego życia już lekko posiwieli. Ich ubiór nie przypomina współczesnych. Kolor jest bordowy. Przyglądam się butom (też bordo). To jest tylko jedna scena. Najpierw kobieta podchodzi do jakiejś ściany, gdzie upamiętniony został jej zmarły syn (chłopak z poprzedniego życia żyje, ale za to zmarł jej syn). Pare kroków za nią na wysokich schodach stoi mężczyzna i przygląda jej się z sentymentem. Teraz się nie znają (on pamięta), ale wygląda na to, że w poprzednim życiu bardzo się kochali. Obydwoje są czarnoskórzy.
Wizyty - 26 i 27 stycznia
Dwie noce z rzędu śnię o zmarłym bracie i w tych snach pojawia się podobny motyw.
Wczoraj we śnie brat żył, ale miał odciętą rękę. Mama miała dostarczyć lekarzowi jakieś teczki (czerwoną i niebieską), żeby mogli mu tą rękę przyszyć, ale zawaliła sprawę i musiałam szybko działać by zdążyć zrobić to za nią. Atmosfera nerwowa.
Dziś śnił mi się pogrzeb Brata. Pogrzeb odbywał się tak jakby teraz ,po kilku miesiącach od śmierci. Kaplica była duża, a siedzenia w niej podobne do takich w teatrze, na katafalku leżała połowa mojego brata. Druga połowa miała dotrzeć w drugiej trumnie, ale Ci z zakładu chcieli jakby to ukryć. W pewnym momencie odsunęłam się od mamy, siedziałam sama i strasznie płakałam. Mama spojrzała na mnie i powiedziała: "Będziesz teraz płakać? Musimy żyć dalej". Za chwilę nagle Brat spadł z katafalku. Pobiegłam po Pana z zakładu, żeby Go położył. Gdy już leżał zdziwiło mnie, że ma długie, do ramion jasnorude włosy.
Wiecznie spóźniona
1) Szykuję się do szkoły (do gimnazjum podczas gdy faktycznie mam już prawie 30 lat), nie mogę wybrać właściwego stroju, przebieram się w szalonym tempie, dokładnie dobieram ubrania, włącznie z butami. Zawsze są to ubrania ,których w rzeczywistości nie mam. Najczęściej ubieram się pod kolor. Na koniec gdy już się jakoś ubiorę, a i tak nie jestem zadowolona okazuje się, że jeszcze o czymś zapomniałam i na pewno już nie zdążę.
2) Najczęściej chodzi o studia, ale czasem też liceum. Przypominam sobie, że minęło parę miesięcy, a ja przez ten czas miałam przygotowywać się do egzaminu/sprawdzianu najczęściej z matematyki i zapomniałam o tym, co oznacza, że nie zdążę już, bo materiał jest obszerny i trudny. Oznacza to, że nie zdam, albo nie obronię magisterki i całe studia pójdą na marne. Czasem jest wersja, że zupełnie zapomniałam, że zapisałam się na studia i opuściłam wszystkie zjazdy, nie dopuszczą mnie do mgr.
Wizyta - 17 stycznia
Tytułem wstępu. Wieczorem zawsze rozmawiam, a raczej mówię do zmarłego Brata. Zawsze gdy zaczynam słyszę puknięcie w kaloryfer i wczoraj zapytałam "Czarek to Ty? Jeśli tak zrób tak jeszcze raz" Niestety nic mi nie odpowiedziało i zrobiło mi się smutno.
Powiedziałam mu o tym i powiedziałam, że ostatnio nie mogę zapamiętać żadnego snu (może za sprawą dreamcatchera, który zawiesiłam nad łóżkiem?) i w związku z tym jeszcze bardziej mi Go brak, że gdy otrzymywałam sygnały było łatwiej.
Śpię. Śni mi się, że kłócę się z Panem Heniem (którego w rzeczywistości lubię), Pan Henio dostaje zawału. Wzywam karetkę. Lekarze Go odratowują. Mówię do jednego: "Skoro już jesteście, to może zajrzelibyście do mojego Brata, leży w drugim pokoju, jest po udarze", na co lekarka "Gdyby mnie coś takiego spotkało wolałabym umrzeć". Lekarz wstaje i idzie do pokoju Brata, idę z nim i to wygląda tak jakbym pierwszy raz po wypadku u Niego była.
Brat wygląda jak chłopiec z porażeniem mózgowym. Ciało ma dziwnie powykręcane. Widzę, że jednak łapie kontakt z lekarzem, lekarz od razu zauważa, że boli Go prawy bark i mówi, że przepisze mu receptę. Zaczynam mówić do Brata, a on uśmiecha się do mnie "Czarek, Ty wszystko słyszysz i rozumiesz...", a powiedz "kocham". Czarek mówi choć jest to dość zniekształcone. Wołam najpierw babcię, potem mamę, a On powtarza to przy nich, jednak one wydaja się obojętne.
Zaczynam Go głaskać po twarzy, po plecach, przytulam i mówię, że wszystko będzie dobrze, że ze wszystkim sobie poradzimy.
Wybiegam za lekarzem, bo zapomniał zostawić receptę.
Ja to interpretuję tak, że Brat przekazał mi, że w obecnej sytuacji nie może kontaktować się ze mną, tak jakbym tego chciała, ale słyszy i rozumie wszystko co do Niego mówię.
Motyw z mamą i babcią - trudno im przyjąć do wiadomości, że przekazy od Czarka są realne.
Wizyta - 30 grudnia
Sen z gatunku tych, o których jeszcze długo się myśli. Nie jestem pewna czy mógł być czymś więcej niż tylko snem.
Siedzę w samochodzie. Po prawej stronie w oddali widzę rozbity samochód, w którym zginął mój Brat (tak było w rzeczywistości), po lewej ludzi, którzy ustalają przebieg zdarzeń.
Drzwi od strony pasażera otwiera mój Brat., płacze i krzyczy przerażony: "Monika, ja chyba rozbiłem samochód! Rozbiłem samochód!". Przytulam Go (czuję ogromną ulgę, cieszę się, że nareszcie mogę Go przytulić, mówię do Niego bardzo spokojnie:
- Czaruś uspokój się, nie denerwuj się... tak, tak się stało, rozbiłeś samochód, ale wszystko jest w porządku.
- Co z resztą? Co z chłopakami? (w aucie było czterech kolegów Czarka) - odpowiada
- Uspokój się, wszystko z nimi w porządku, są cali, są już w domach. Wszyscy z tego wyszli, tylko... z wyjątkiem Ciebie... ale wszystko jest dobrze.
Potem zapewniam Go, że nie gniewamy się na niego, nie jesteśmy źli i mówię mu, że cieszę się, że Go widzę, że mogę Go przytulić. Mówię mu jeszcze, żeby przychodził często chyba, że nie będzie mógł.
I mówię "Czarek, bo teraz musisz się rozejrzeć, poszukać światła, czy czegoś... no wiesz... powinieneś iść do Nieba i jeśli nie będziesz mógł przychodzić, to w porządku".
Potem orientujemy się, że Panowie, którzy ustalają przebieg wypadku coś robią nie tak. Wychodzimy z auta, biorę Czarka za rękę (teraz wydaje się młodszy), idziemy na kładkę, gdzie są jeszcze jakieś szkła. Szybko podchodzą Ci Panowie, żeby powiedzieć mi, że nie mogę tu przebywać, Czarka nie widzą, dla nich jest duchem. Pokazuję im te ślady.
W czasie gdy byliśmy jeszcze w aucie, pojawiła się mama, siadła na tylne siedzenie, pokazałam jej ręką, żeby była cicho, bo rozmawiam z Czarkiem i mówię jej po cichu, że On nie wie, że nie żyje. Mama jest jakby zła - może dlatego, że przyszedł właśnie do mnie, a może dlatego, że wszystko mu powiem, a On na zawsze odejdzie...
Fiu bździu - 27 grudnia
Leżę na trawie, w pobliżu domu, przy strumyku. Opiekuje się dwoma ździebełkami trawy, które stoją na swoich korzonkach na mojej dłoni.
Są ożywione, mają oczy, są wesoło usposobione, są mężem i żoną, mierzą 5-7cm.
Oddalam się i ostrzegam by nie wchodziły do wody. Gdy wracam nie ma ich a ja panikuje, że pewnie nie żyją. Wtem osobnik męski wychodzi z wody, ma złamaną jedną trawkę.
Krzyczę na niego, że przecież ich ostrzegałam, a teraz jego żona na pewno nie żyje. Ździebełko prostuje złamaną trawkę i bez wahania wskakuje do wody w poszukiwaniu żony.
Dodam, że mam 28 lat (nie 6 jak wskazywałby sen), jestem raczej poważna, nie mam fiu-bździu w głowie.
Podróż w czasie - 21 grudnia
Śniło mi się, że przyszła do mnie moja mama, która miała jakieś 8 lat. Byłam świadoma, że nastąpiło jakieś dziwne przeniesienie w czasie. Mama wyglądała jak duch, była przezroczysta. Zafascynowana byłam jej niewspółczesnym ubiorem. Dotykałam jej sukienki i włosów, aż zauważyłam w jej włosach wszy. Przestraszyłam się, że mogą przejść na mnie, a współczesne środki mogą ich nie usuwać. Wtedy mama odeszła. (Mama w rzeczywistości żyje. Nie żyje Brat, ale nie wiem czy ma to związek).
Sen był ogólnie dłuższy, ale pamiętam strzępki - to był ślub moich rodziców, ale czas teraźniejszy. Było dużo alkoholu, przypadkowych ludzi, ja chodziłam ubrana w strój, który mama nosiła przed wielu laty. Chciałam, żeby mnie w nim zobaczyła, ale zajęta była innymi sprawami.
Przed snem słuchałam nagrań sprzyjających obudzeniu czakry trzeciego oka.
Wizyta 22 listopada
Było lato, jechałam rowerem, po drodze mijałam kolegę mojego zmarłego Brata, zdjęłam nogę z pedałów, rozstawiłam szeroko nogi i krzyknęłam "Czaro pchaj mnie!" i nagle rower się rozpędził. Cieszyłam się, że mam potwierdzenie, że On rzeczywiście ze mną jest i mnie słyszy. Gdy rower się zatrzymał spojrzałam w tył, za rowerem stał mój Brat, ubrany jak kiedyś, cieszył się jakby zrobił mi niezły psikus. Szeroko się uśmiechnęłam, szczęśliwa i zapytałam "Czarek, a Dziadek też tu jest"? (Dziadek zmarł 6 lat temu), a on nic nie powiedział, ale uśmiechnięty skinął głową na tak.
Wizyta - 11 listopada
Nie wiem od czego zacząć, bo pamiętam tylko fragmenty. Najpierw idziemy z mamą przez jakiś targ, ale nie mamy zamiaru niczego kupować, a ludzie chyba niczego sprzedawać (w rzeczywistości niedawno byłyśmy na dużym targu za granicą, zawsze lubiłyśmy takie wypady).
Mama płacze, a więc rzecz dzieje się już po śmierci mojego Brata (w rzeczywistości 3 miesiące temu zginał w wypadku). Widzimy Brata gdzieś w oddali, jak gra w coś z innymi ludźmi (piłka, badminton). Lotka spada w moją stronę, odrzucam ją grającym.
Trzymamy się z mamą za ręce, rozglądam się wokół. Jest tak pięknie! Cudownie błękitne niebo, czysta woda o pięknym intensywnym kolorze, to chyba morze, czysty piasek, czyste, pachnące wręcz powietrze. Zdaje sobie sprawę, ze to sen. Zastanawiam się przez chwilę czy to sen mój czy mamy, ale nabieram pewności, że mój, bo to ja zawsze mam dziwne sny. Mama nie bardzo wierzy, więc mówię jej, że we śnie wszystko jest możliwe i by to udowodnić kładę się w powietrzu na plecach i... lecę... To cudowne uczucie...
Mówię mamie, że żałuję, że nie będę mogła porozmawiać z nią po przebudzeniu o tym co tu widziałyśmy, o tym pięknie, i nawet nie będę mogła dobrać właściwych słów by to opisać. Nagle nad naszymi głowami przelatują czarne skrzydła - identyczne jak te, które w rzeczywistości wytatuowałam sobie ku pamięci Brata.
Wszyscy ludzie, stoiska, wszystko znika i zostajemy same na plaży. Idziemy brzegiem morza, boso po wodzie, czuję delikatne uderzenia fal. Zdaję sobie sprawę, że teraz jest tak jak w Krynicy Morskiej (ostatni wspólny wypad z Bratem, było wspaniale). Podchodzi do nas jakaś ładna kobieta, bije od niej ciepło. Obejmuje mamę ramieniem i ma nas gdzieś zaprowadzić, ale budzę się. Rzeczywiście po przebudzeniu brak mi słów by oddać piękno tego snu i to uczucie głębokiej przyjemności, zachwytu.
Wizyta - z 27 września
Byłam razem z mamą w mieszkaniu, w którym kiedyś mieszkała jej siostra. Często tam bywaliśmy. W domu zaczęły dziać się dziwne rzeczy (już we śnie), m.in. z wieży stereo wysuwała się kieszonka od płyt cd. Powiedziałam "Czarek jeśli to Ty, zrób to jeszcze raz". I sytuacja powtórzyła się. Zaczęłam do niego mówić i nagle zaczęłam słyszeć Jego głos w mojej głowie, ale jakby gdzieś w oddali. Brat zmarł mając 18 lat, ale w moim śnie miał dziecięcy głos. Zapytałam jak mu tam jest i co się dzieje, że tak dyszy jakby był zmęczony. Odpowiedział, że tam jest fajnie, a dyszy tak, bo właśnie grali w jakąś nową grę. Zapytałam czemu ma inny głos i brzmi trochę jak dziewczyna, a on na to, że tam nie są dziewczynami, albo chłopakami, nie ma podziału. Zapytałam czemu do nas przyszedł, a on powiedział, że przyszedł się pożegnać i przecież musiał nas jakoś pocieszyć. (Obydwie w tym śnie płakałyśmy). Potem długo rozmawialiśmy, ale nic z tego nie pamiętam. Zapytałam jeszcze raz o to dlaczego tak dziwnie Go słychać, a on powiedział, że jest teraz bardzo daleko, a poza tym, że już go nie ma z nami od 9 miesięcy. Potem jeszcze zapytałam czemu mówi, że przyszedł się pożegnać, czy już więcej go nie usłyszymy i w tym momencie zaczęłam Go słyszeć coraz słabiej, jakby coś przerwało. Zastanawiałyśmy się jeszcze z mamą dlaczego powiedział, że nie ma Go od 9 miesięcy, bo przecież umarł 8 miesięcy i 6 dni temu. (w rzeczywistości 2 miesiące). Obudziłam się. Było parę minut po 3 nad ranem.
Wizyta 1
20 lipca 2016r. nagle w wypadku samochodowym zginął najbliższy mi na świecie, najbardziej kochany człowiek - mój 18-letni Brat. Od tamtej pory często o Nim śnię. Część z tych snów zapisałam, nie zawsze jednak miałam na to siłę. Teraz opiszę te które pamiętam.
Pierwszy pojawił się w trzecią noc po śmierci, jeszcze przed pogrzebem.
Wchodzę do jakby biura, wszystkie meble są nowe. Są dwa pomieszczenia. Dzieli je szyba z okienkiem. Takie klasyczne kasowe okienko. Jest pusto. Po drugiej stronie, lekko w oddali przed jakimiś drzwiami siedzi mój Brat. Zaraz za szybą, pod ścianą siedzi mężczyzna. Czuję, że ma jakieś zwierzchnictwo nad Nim. Nic jednak nie robi, siedzi spokojnie. Spojrzenia Brata, spod okularów jak zawsze. Zamieniliśmy dwa słowa i tak mnie rozśmieszył, że ze śmiechu rozbolała mnie przepona, aż się obudziłam.
Myślę, że to bardzo symboliczny sen. Ten mężczyzna był zapewne opiekunem Brata. A Czarek pożegnał się przed przekroczeniem progu...
Subskrybuj:
Posty (Atom)