O sobie pamiętam tyle, że od miesiąca byłam w nowej szkole. To była szkoła dla trudnej młodzieży. To był ostatni dzień. Siedziałam z chłopakiem, z którym w rzeczywistości spałam tej nocy. Obejmował mnie ramieniem. Patrzyłam na długowłosą, ładną dziewczynę i wiedziałam, że jest zazdrosna. Prawdopodobnie jego była.
Nikt nie wiedział o relacji między nami. Wszystko miało się wydać po ostatnim dzwonku. gdy zadzwonił wszyscy wyszli na zewnątrz. On wyszedł przede mną. Podchodząc do niego myślałam tylko o tym, ze zaraz mnie przytuli i wszyscy się dowiedzą. (Motyw jak z filmu gdy najprzystojniejszy chłopak w szkole chwyta za rękę największą szarą myszkę). Tak też się stało.
Przypomniałam sobie, że zapomniałam wziąć dwóch worków z moimi rzeczami z klasy. Wróciłam po nie. Jeden był tak ciężki, że nawet Pan woźny nie radził. Ja dziarsko zarzuciłam go sobie na plecy. Byłam taką twardą babką. Trochę mi się nie podobało, że nikt nie przyszedł mi pomóc. Przy wyjściu ze szkoły była wysoka skarpa. Zrzuciłam ten worek i sama zeskoczyłam czym wiedziałam, że zaimponuję wszystkim, bo wymagało to sprawności. Worek ostatecznie wyrzuciłam, bo były tam jakieś niepotrzebne kawałki drewna.
Potem podeszłam do mojego love i Jego kumpli. Świetne towarzystwo. Wszyscy pozytywnie nastawieni, uśmiechnięci. Do domu miał mnie podrzucić jeden z kolegów. W aucie były jeszcze jakieś dziewczyny. Mój chłopak został na podwórku. Pomachaliśmy sobie na do widzenia. Kumpel zażartował, że póki się trzymam z jego kolegą udostępni mi hasło do swojego wi-fi w domu. Odebrałam to jako bardzo zabawny i miły żart.
Kolejne ujęcie. Przechodzę obok szkoły razem z mamą. Mama coś mi opowiada o tym mieście. Wszystkie budynki w mieście są białe, chodnik też. Nagle zauważam, że mój chłopak nadal kręci się koło szkoły. Przeszło mi przez myśl, że umówił się z tą dziewczyną. Jednak gdy mnie zauważył uśmiechnął się szeroko i pomachał mi. Dwa kroki dalej zauważyłam jego wujka i kuzynkę, więc pomyślałam, że to na nich czeka. I tu chyba się obudziłam.
Prosiłam byś nie szukał tego bloga!!!!! :P - 21.11.2015r.
niedziela, 18 października 2015
czwartek, 10 września 2015
raperska impreza kokainowa
Pierwsze ujęcie to jakiś drewniany taras. Kilka osób, chyba sama rodzina. Zauważam, że wypadają mi włosy. Garściami. Są rude, czyli w aktualnym rzeczywistym kolorze, ale nieco dłuższe.
Idę do sklepu kupić szampon przeciw wypadaniu włosów.
I nagle z tego sklepu przechodzę do jakiegoś klubu. Ciemnawo, zadymione miejsce, brudno i nieprzyjemnie. Tysiące ludzi. Na telebimie widzę jak zbliżają się gwiazdy - akurat widać czarnoskórych raperów. Wszyscy schodzą się na imprezę. W klubie ludzie swobodnie wciągają kokę.
A ja tylko chciałam tam umyć głowę. Wchodzę pod prysznic, który okazuje się być czyimś łóżkiem. Rozglądam się wokół siebie. Pomieszczenie jest ubabrane we krwi. Kilka łóżek ociekających krwią, trupy. Zdaje się, że była tu jakaś strzelanina. Zauważam faceta z bronią i chowam się pod jedną z kołder. Kątem oka dostrzegam jak spływa z niej krew. Nie chce by na mnie kapnęła.
Potem oglądam jakąś scenę gwałtu. Wychodzę spod kołdry. Do pomieszczenia wchodzi bardzo seksowna, wyzywająco ubrana kobieta. Rzuca drugą na łóżko i gwałci ją palcami, brutalnie. Znów widać dużo krwi.
Na koniec okazuje się, że ta seksowna kobieta to obojnak. Widzę go jako faceta, grubawego i niskiego wzrostu. Zdaje się, że płacze. Jest przerażony, bo za karę, za ten gwałt musi zdecydować czy wyciąć sobie narządy męskie czy żeńskie.
piątek, 19 czerwca 2015
Zwierzęta w klatkach
Zajmowałam się czyimiś zwierzętami. W kuchni stało kilka klatek. Najpierw dawałam jeść ptakom. Zauważyłam, że jak na jedną klatkę jest ich stanowczo za dużo. Ledwo się tam mieściły.
Popatrzyłam na pozostałe kilka klatek, gdzie były najróżniejsze zwierzęta, m.in. gryzonie i stwierdziłam ze zgrozą, że wszystkie są przepełnione. Pomyślałam, że przeniosę część zwierząt do pustych klatek. Zastanawiałam się co zrobię z tymi zwierzętami. Nagle obok pojawiła się nielubiana przeze mnie ciotka i podpowiedziała bym zaniosła je do weterynarza.
Zabrałam się za przenoszenie zwierząt. Nie mogłam sobie poradzić, bo robiło się ich z każdą chwilą coraz więcej. Myszy próbowałam przenosić garściami, ale były tak małe, że część z nich zgniatała się, zdychała. Do tego pojawił się tam kot, który zagryzł matkę młodych. Myszy wypadały mi z rąk i padały martwe. Kot polował na te żywe. Do tego pies. Robił się coraz większy popłoch, wzrastała liczebność. Nie nadążałam. Najgorzej było z ptakami. Dużo papug. Próbowałam je wyjmować, ale wyfruwały. Do tego jedna młoda wkręciła mi się we włosy. Chciałam ją stracić ręką, ale uderzenie było tak silne, że padła martwa na podłogę.
Popatrzyłam na pozostałe kilka klatek, gdzie były najróżniejsze zwierzęta, m.in. gryzonie i stwierdziłam ze zgrozą, że wszystkie są przepełnione. Pomyślałam, że przeniosę część zwierząt do pustych klatek. Zastanawiałam się co zrobię z tymi zwierzętami. Nagle obok pojawiła się nielubiana przeze mnie ciotka i podpowiedziała bym zaniosła je do weterynarza.
Zabrałam się za przenoszenie zwierząt. Nie mogłam sobie poradzić, bo robiło się ich z każdą chwilą coraz więcej. Myszy próbowałam przenosić garściami, ale były tak małe, że część z nich zgniatała się, zdychała. Do tego pojawił się tam kot, który zagryzł matkę młodych. Myszy wypadały mi z rąk i padały martwe. Kot polował na te żywe. Do tego pies. Robił się coraz większy popłoch, wzrastała liczebność. Nie nadążałam. Najgorzej było z ptakami. Dużo papug. Próbowałam je wyjmować, ale wyfruwały. Do tego jedna młoda wkręciła mi się we włosy. Chciałam ją stracić ręką, ale uderzenie było tak silne, że padła martwa na podłogę.
Inwazja kosmitów i koniec świata
Jestem przed budynkiem mojego domu. Od strony ulicy. Pogoda się psuje. Ściemnia się, zaczyna wiać i padać. Od strony podwórka z nieba nadlatuje dziwny obiekt. Najpierw wydaje mi się, że to dron, ale potem okazuje się, że podczepiony jest do niego jakby korpus. Dochodzi do mnie, że to statek obcych. Statek rozbija się na ulicy. Blisko mojego domu. Budynek mojego domu zaczyna się przechylać. Zdaję sobie sprawę, że nadchodzi koniec świata,
Jestem w mieszkaniu. Chcę zabrać najważniejsze rzeczy. Zdaję sobie sprawę, że nie ma takiej rzeczy bez, której nie mogłabym się obyć. Zabieram więc tylko zdjęcia dziadka, ulubioną w dzieciństwie maskotkę oraz dokumenty pradziadka (których w rzeczywistości nie posiadam). Zdaję sobie sprawę, że jak na koniec świata jestem totalnie głupio ubrana. Coś co miałam na sobie przypominało strój kurczaka.
Ciocia z wujkiem podjechali pod dom. Pomyślałam, że pewnie chcieli spędzić z nami ostatnie chwile na świecie. Niestety nasz dom za chwilę miał się zawalić, więc pomyślałam, że jednak pojedziemy do nich i tam razem poczekamy na koniec.
Jestem w mieszkaniu. Chcę zabrać najważniejsze rzeczy. Zdaję sobie sprawę, że nie ma takiej rzeczy bez, której nie mogłabym się obyć. Zabieram więc tylko zdjęcia dziadka, ulubioną w dzieciństwie maskotkę oraz dokumenty pradziadka (których w rzeczywistości nie posiadam). Zdaję sobie sprawę, że jak na koniec świata jestem totalnie głupio ubrana. Coś co miałam na sobie przypominało strój kurczaka.
Ciocia z wujkiem podjechali pod dom. Pomyślałam, że pewnie chcieli spędzić z nami ostatnie chwile na świecie. Niestety nasz dom za chwilę miał się zawalić, więc pomyślałam, że jednak pojedziemy do nich i tam razem poczekamy na koniec.
czwartek, 4 czerwca 2015
Gdzieś w kosmosie
Ziemia. Zniszczone miasto. Na wpół zawalone budynki. Trzech chłopców szuka przejść - może tuneli czasoprzestrzennych. Uciekają przed kimś. Gdy w gruzach jednego z budynków znajdują przejście usiłują skoczyć, ale coś idzie nie tak. Jeden z nich zostaje ranny. Pojawia się mężczyzna przed, którym uciekają. Chłopak nie jest w stanie chodzić. Pozostała dwójka musi uciekać. Jeden z nich krzyczy rozpaczliwie: "Wrócę po Ciebie. Obiecuję! Słyszysz? Wrócę po Ciebie". Uciekają z budynku, ale nie tunelem.
Inna planeta. Człowiek, który ich tropi rozmawia prawdopodobnie z jakimś dowódcą. Nazywany jest Likwidatorem. Jest wyraźnie wstrząśnięty uczuciami chłopców. Wątpi w swoją misję. Zadaje dowódcy pytania odnośnie tego dlaczego ludzie na ich planecie nie analizują, dlaczego podejmują decyzje pod wpływem impulsu. Zastanawia się czy to dlatego ich mózgi uważa się za bardziej rozwinięte. Dowódca jak i setki pozostałych postaci znajdują się w olbrzymim laboratorium. Ubrani są w białe skafandry chroniące przed skażeniem. Badają substancje z tysięcy znajdujących się tam probówek. Większość zawiera niebieską ciecz. Reszta jest czerwona. Prawdopodobnie to ludzka krew.
Dowódca odchodzi. Likwidator słyszy jak mówi do siebie, że od razu można poznać kto pochodzi stamtąd. Domyśla się, że jego materiał genetyczny został pobrany z Ziemi. Patrzy na urządzenie, które umocowane jest na jego placu. 3 pierścienie. Jeden w drugim. Jakby tarcze zegarów. Jeden w drugim. W stalowym kolorze. Obwód największego - jakieś 10 cm. Jeden z pierścieni okręca się w inną stronę niż pozostałe. Pierścienie obracają się w różnym tempie. Zdaje się, że to jakiś kosmiczny zegarek. Może odmierza czas w przód i w tył w odniesieniu do określonych przestrzeni. Likwidator wpada na jakiś pomysł, którego nie rozumiem. Przechadza się po laboratorium i kradnie z różnych miejsc probówki.
W pomieszczeniu jakby tym samym, ale jakoś oddzielonym przy stołach zgromadzeni są ludzie. Tej innej rasy, ale wyglądający jak ludzie. Jest też dziecko. Zdaje się, że to jakieś szychy. Oprócz jedzenia na stołach znajdują się różne przedmioty. Nie znane na Ziemi, ale nie pamiętam ich wyglądu i przeznaczenia. Jeden z przedmiotów jest opisywany chłopcu przez grubszego mężczyznę, ubranego w garnitur, pewnie ojca. Kiedy ludzie oddalają się od stołu do laboratorium, Likwidator kradnie ten przedmiot ze stołu.
Na tym niestety koniec.
Inna planeta. Człowiek, który ich tropi rozmawia prawdopodobnie z jakimś dowódcą. Nazywany jest Likwidatorem. Jest wyraźnie wstrząśnięty uczuciami chłopców. Wątpi w swoją misję. Zadaje dowódcy pytania odnośnie tego dlaczego ludzie na ich planecie nie analizują, dlaczego podejmują decyzje pod wpływem impulsu. Zastanawia się czy to dlatego ich mózgi uważa się za bardziej rozwinięte. Dowódca jak i setki pozostałych postaci znajdują się w olbrzymim laboratorium. Ubrani są w białe skafandry chroniące przed skażeniem. Badają substancje z tysięcy znajdujących się tam probówek. Większość zawiera niebieską ciecz. Reszta jest czerwona. Prawdopodobnie to ludzka krew.
Dowódca odchodzi. Likwidator słyszy jak mówi do siebie, że od razu można poznać kto pochodzi stamtąd. Domyśla się, że jego materiał genetyczny został pobrany z Ziemi. Patrzy na urządzenie, które umocowane jest na jego placu. 3 pierścienie. Jeden w drugim. Jakby tarcze zegarów. Jeden w drugim. W stalowym kolorze. Obwód największego - jakieś 10 cm. Jeden z pierścieni okręca się w inną stronę niż pozostałe. Pierścienie obracają się w różnym tempie. Zdaje się, że to jakiś kosmiczny zegarek. Może odmierza czas w przód i w tył w odniesieniu do określonych przestrzeni. Likwidator wpada na jakiś pomysł, którego nie rozumiem. Przechadza się po laboratorium i kradnie z różnych miejsc probówki.
W pomieszczeniu jakby tym samym, ale jakoś oddzielonym przy stołach zgromadzeni są ludzie. Tej innej rasy, ale wyglądający jak ludzie. Jest też dziecko. Zdaje się, że to jakieś szychy. Oprócz jedzenia na stołach znajdują się różne przedmioty. Nie znane na Ziemi, ale nie pamiętam ich wyglądu i przeznaczenia. Jeden z przedmiotów jest opisywany chłopcu przez grubszego mężczyznę, ubranego w garnitur, pewnie ojca. Kiedy ludzie oddalają się od stołu do laboratorium, Likwidator kradnie ten przedmiot ze stołu.
Na tym niestety koniec.
Subskrybuj:
Posty (Atom)