Zajmowałam się czyimiś zwierzętami. W kuchni stało kilka klatek. Najpierw dawałam jeść ptakom. Zauważyłam, że jak na jedną klatkę jest ich stanowczo za dużo. Ledwo się tam mieściły.
Popatrzyłam na pozostałe kilka klatek, gdzie były najróżniejsze zwierzęta, m.in. gryzonie i stwierdziłam ze zgrozą, że wszystkie są przepełnione. Pomyślałam, że przeniosę część zwierząt do pustych klatek. Zastanawiałam się co zrobię z tymi zwierzętami. Nagle obok pojawiła się nielubiana przeze mnie ciotka i podpowiedziała bym zaniosła je do weterynarza.
Zabrałam się za przenoszenie zwierząt. Nie mogłam sobie poradzić, bo robiło się ich z każdą chwilą coraz więcej. Myszy próbowałam przenosić garściami, ale były tak małe, że część z nich zgniatała się, zdychała. Do tego pojawił się tam kot, który zagryzł matkę młodych. Myszy wypadały mi z rąk i padały martwe. Kot polował na te żywe. Do tego pies. Robił się coraz większy popłoch, wzrastała liczebność. Nie nadążałam. Najgorzej było z ptakami. Dużo papug. Próbowałam je wyjmować, ale wyfruwały. Do tego jedna młoda wkręciła mi się we włosy. Chciałam ją stracić ręką, ale uderzenie było tak silne, że padła martwa na podłogę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz