Zajmowałam się czyimiś zwierzętami. W kuchni stało kilka klatek. Najpierw dawałam jeść ptakom. Zauważyłam, że jak na jedną klatkę jest ich stanowczo za dużo. Ledwo się tam mieściły.
Popatrzyłam na pozostałe kilka klatek, gdzie były najróżniejsze zwierzęta, m.in. gryzonie i stwierdziłam ze zgrozą, że wszystkie są przepełnione. Pomyślałam, że przeniosę część zwierząt do pustych klatek. Zastanawiałam się co zrobię z tymi zwierzętami. Nagle obok pojawiła się nielubiana przeze mnie ciotka i podpowiedziała bym zaniosła je do weterynarza.
Zabrałam się za przenoszenie zwierząt. Nie mogłam sobie poradzić, bo robiło się ich z każdą chwilą coraz więcej. Myszy próbowałam przenosić garściami, ale były tak małe, że część z nich zgniatała się, zdychała. Do tego pojawił się tam kot, który zagryzł matkę młodych. Myszy wypadały mi z rąk i padały martwe. Kot polował na te żywe. Do tego pies. Robił się coraz większy popłoch, wzrastała liczebność. Nie nadążałam. Najgorzej było z ptakami. Dużo papug. Próbowałam je wyjmować, ale wyfruwały. Do tego jedna młoda wkręciła mi się we włosy. Chciałam ją stracić ręką, ale uderzenie było tak silne, że padła martwa na podłogę.
piątek, 19 czerwca 2015
Inwazja kosmitów i koniec świata
Jestem przed budynkiem mojego domu. Od strony ulicy. Pogoda się psuje. Ściemnia się, zaczyna wiać i padać. Od strony podwórka z nieba nadlatuje dziwny obiekt. Najpierw wydaje mi się, że to dron, ale potem okazuje się, że podczepiony jest do niego jakby korpus. Dochodzi do mnie, że to statek obcych. Statek rozbija się na ulicy. Blisko mojego domu. Budynek mojego domu zaczyna się przechylać. Zdaję sobie sprawę, że nadchodzi koniec świata,
Jestem w mieszkaniu. Chcę zabrać najważniejsze rzeczy. Zdaję sobie sprawę, że nie ma takiej rzeczy bez, której nie mogłabym się obyć. Zabieram więc tylko zdjęcia dziadka, ulubioną w dzieciństwie maskotkę oraz dokumenty pradziadka (których w rzeczywistości nie posiadam). Zdaję sobie sprawę, że jak na koniec świata jestem totalnie głupio ubrana. Coś co miałam na sobie przypominało strój kurczaka.
Ciocia z wujkiem podjechali pod dom. Pomyślałam, że pewnie chcieli spędzić z nami ostatnie chwile na świecie. Niestety nasz dom za chwilę miał się zawalić, więc pomyślałam, że jednak pojedziemy do nich i tam razem poczekamy na koniec.
Jestem w mieszkaniu. Chcę zabrać najważniejsze rzeczy. Zdaję sobie sprawę, że nie ma takiej rzeczy bez, której nie mogłabym się obyć. Zabieram więc tylko zdjęcia dziadka, ulubioną w dzieciństwie maskotkę oraz dokumenty pradziadka (których w rzeczywistości nie posiadam). Zdaję sobie sprawę, że jak na koniec świata jestem totalnie głupio ubrana. Coś co miałam na sobie przypominało strój kurczaka.
Ciocia z wujkiem podjechali pod dom. Pomyślałam, że pewnie chcieli spędzić z nami ostatnie chwile na świecie. Niestety nasz dom za chwilę miał się zawalić, więc pomyślałam, że jednak pojedziemy do nich i tam razem poczekamy na koniec.
czwartek, 4 czerwca 2015
Gdzieś w kosmosie
Ziemia. Zniszczone miasto. Na wpół zawalone budynki. Trzech chłopców szuka przejść - może tuneli czasoprzestrzennych. Uciekają przed kimś. Gdy w gruzach jednego z budynków znajdują przejście usiłują skoczyć, ale coś idzie nie tak. Jeden z nich zostaje ranny. Pojawia się mężczyzna przed, którym uciekają. Chłopak nie jest w stanie chodzić. Pozostała dwójka musi uciekać. Jeden z nich krzyczy rozpaczliwie: "Wrócę po Ciebie. Obiecuję! Słyszysz? Wrócę po Ciebie". Uciekają z budynku, ale nie tunelem.
Inna planeta. Człowiek, który ich tropi rozmawia prawdopodobnie z jakimś dowódcą. Nazywany jest Likwidatorem. Jest wyraźnie wstrząśnięty uczuciami chłopców. Wątpi w swoją misję. Zadaje dowódcy pytania odnośnie tego dlaczego ludzie na ich planecie nie analizują, dlaczego podejmują decyzje pod wpływem impulsu. Zastanawia się czy to dlatego ich mózgi uważa się za bardziej rozwinięte. Dowódca jak i setki pozostałych postaci znajdują się w olbrzymim laboratorium. Ubrani są w białe skafandry chroniące przed skażeniem. Badają substancje z tysięcy znajdujących się tam probówek. Większość zawiera niebieską ciecz. Reszta jest czerwona. Prawdopodobnie to ludzka krew.
Dowódca odchodzi. Likwidator słyszy jak mówi do siebie, że od razu można poznać kto pochodzi stamtąd. Domyśla się, że jego materiał genetyczny został pobrany z Ziemi. Patrzy na urządzenie, które umocowane jest na jego placu. 3 pierścienie. Jeden w drugim. Jakby tarcze zegarów. Jeden w drugim. W stalowym kolorze. Obwód największego - jakieś 10 cm. Jeden z pierścieni okręca się w inną stronę niż pozostałe. Pierścienie obracają się w różnym tempie. Zdaje się, że to jakiś kosmiczny zegarek. Może odmierza czas w przód i w tył w odniesieniu do określonych przestrzeni. Likwidator wpada na jakiś pomysł, którego nie rozumiem. Przechadza się po laboratorium i kradnie z różnych miejsc probówki.
W pomieszczeniu jakby tym samym, ale jakoś oddzielonym przy stołach zgromadzeni są ludzie. Tej innej rasy, ale wyglądający jak ludzie. Jest też dziecko. Zdaje się, że to jakieś szychy. Oprócz jedzenia na stołach znajdują się różne przedmioty. Nie znane na Ziemi, ale nie pamiętam ich wyglądu i przeznaczenia. Jeden z przedmiotów jest opisywany chłopcu przez grubszego mężczyznę, ubranego w garnitur, pewnie ojca. Kiedy ludzie oddalają się od stołu do laboratorium, Likwidator kradnie ten przedmiot ze stołu.
Na tym niestety koniec.
Inna planeta. Człowiek, który ich tropi rozmawia prawdopodobnie z jakimś dowódcą. Nazywany jest Likwidatorem. Jest wyraźnie wstrząśnięty uczuciami chłopców. Wątpi w swoją misję. Zadaje dowódcy pytania odnośnie tego dlaczego ludzie na ich planecie nie analizują, dlaczego podejmują decyzje pod wpływem impulsu. Zastanawia się czy to dlatego ich mózgi uważa się za bardziej rozwinięte. Dowódca jak i setki pozostałych postaci znajdują się w olbrzymim laboratorium. Ubrani są w białe skafandry chroniące przed skażeniem. Badają substancje z tysięcy znajdujących się tam probówek. Większość zawiera niebieską ciecz. Reszta jest czerwona. Prawdopodobnie to ludzka krew.
Dowódca odchodzi. Likwidator słyszy jak mówi do siebie, że od razu można poznać kto pochodzi stamtąd. Domyśla się, że jego materiał genetyczny został pobrany z Ziemi. Patrzy na urządzenie, które umocowane jest na jego placu. 3 pierścienie. Jeden w drugim. Jakby tarcze zegarów. Jeden w drugim. W stalowym kolorze. Obwód największego - jakieś 10 cm. Jeden z pierścieni okręca się w inną stronę niż pozostałe. Pierścienie obracają się w różnym tempie. Zdaje się, że to jakiś kosmiczny zegarek. Może odmierza czas w przód i w tył w odniesieniu do określonych przestrzeni. Likwidator wpada na jakiś pomysł, którego nie rozumiem. Przechadza się po laboratorium i kradnie z różnych miejsc probówki.
W pomieszczeniu jakby tym samym, ale jakoś oddzielonym przy stołach zgromadzeni są ludzie. Tej innej rasy, ale wyglądający jak ludzie. Jest też dziecko. Zdaje się, że to jakieś szychy. Oprócz jedzenia na stołach znajdują się różne przedmioty. Nie znane na Ziemi, ale nie pamiętam ich wyglądu i przeznaczenia. Jeden z przedmiotów jest opisywany chłopcu przez grubszego mężczyznę, ubranego w garnitur, pewnie ojca. Kiedy ludzie oddalają się od stołu do laboratorium, Likwidator kradnie ten przedmiot ze stołu.
Na tym niestety koniec.
Subskrybuj:
Posty (Atom)