sobota, 15 lutego 2014

pająk, aktorzy, Schwarzenegger

Jestem w Holandii, ale rzecz dzieje się na moim podwórku. Nagrywany jest film z udziałem mojego kuzyna. Jakaś aktorka jest ucharakteryzowana na niego. Jeden z aktorów gotuje w przerwach zdjęciowych. Inni denerwują się przez to i jedna aktorka zwraca mu uwagę, że nie powinien robić tego na planie. Zajadam się jego sałatką warzywną. Doskonale czuję jej smak nawet teraz. Jest przepyszna. Następnie nakładam sobie tą sałatkę na twarz, wierząc, ze to zdrowe dla skóry. Potem ją zmywam. Nagle zauważam pająka. Jest wielki, czarny i włochaty. Krzyczę. Pająk zaczyna mnie gonić. Uciekam do domu, pająk biegnie za mną, więc wracam na podwórko krzycząc do "gotującego aktora", żeby go zabrał i faktycznie aktor bierze go w ręce. Krzyczę, żeby go zabił, bo go ugryzie, a on śmieje się i zaczyna mnie gonić z pająkiem w ręku. Krzyczę przerażona, uciekam do domu, do pokoju, a aktor wbiega za mnie. Kładę się na podłodze i zwijam w kłębek. Buzi mnie dźwięk mojego głośnego płaczu.


Trwa jakaś uroczystość na cmentarzu. Przy jednym z grobów stoi cała rodzina Schwarzennegerów - Arnold ze swoim bratem bliźniakiem i jakieś kobiety. Uśmiecham się zaskoczona tym widokiem i witam grzecznym angielskim "hallo". Arnold odwzajemnia uśmiech. Żałuję, że nie pamiętam całości. Byliśmy w jakimś domu niedaleko plebanii. Miałam romans z Arnoldem (który wyglądał jak trzydziestoparoletni Arnold). Musiałam ich pożegnać. Dostałam jakiś liścik od żony brata bliźniaka Arnolda. Wyszłam z domu i wracałam chyba do domu. Mijałam plebanię. W progu stał ksiądz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz