Jestem w szpitalu. To dzień mojego porodu. Mam ogromny brzuch. Dotykam go, dokładnie oglądam. Idę do łazienki. Chlusnęła ze mnie krew. Pomyślałam, że odchodzą mi wody. Rzeczywiście nagle zaczęła dosłownie sikać ze mnie woda, z dużym ciśnieniem. Natychmiast udałam się na łóżko szpitalne. Strasznie się bałam. Tłumaczyłam sobie, że wszystkie kobiety rodzą, więc i ja dam radę. Była przy mnie mama. Chyba mnie dodawała mi otuchy. Zjawił się lekarz. Byłam naprawdę bardzo przestraszona. Znajdowałam się na dużym łóżku. Lekarz jakby przyklękną przy mnie na tym łóżku. Czułam jak główka napiera. Lekarz włożył mi obydwie ręce. Stwierdziłam, że to nie bolało i miałam nadzieję, że za chwilę wyciągnie ze mnie dziecko i może nie będzie nawet bolało. Obudziłam się.
Zrobiłam sobie kolczyk w języku. Taki, który wymaga dwóch dziurek. Cały czas odkręcała mi się któraś końcówka i wypadała, a ja niezmordowanie próbowałam je przykręcać grzebiąc się we własnej ślinie.